Było już o rozrabianiu w dzień, więc pora na nocne wariacje :)
Przez sen można gadać, kopać innych, skopywać kołdrę. A ja z Mateuszem bawię się w chowanego.
Kiedy to się zaczęło? Ano w szpitalu, kiedy to Synuś eM leżał w inkubatorze. Było to konieczne ze względu na żółtaczkę, jednak trudność polegała na wielkości mojego smyka – 4150g i 60 cm, a inkubator przystosowany był raczej do dzieci o mniejszych gabarytach. Normą było więc wystawianie rączek i nóżek przez „okienka”, a raz nawet została podjęta próba wystawienia na zewnątrz głowy (czyżby powtórka z porodu?).
Po przyjeździe do domu nic się nie zmieniło. Minęły ponad 3 lata, a młody nadal śpi ze mną i obawiam się, że trochę to jeszcze potrwa. Wystarczy moja 5-minutowa nieobecność przy śpiącym Mateuszu, a po powrocie do pokoju znajduję go na podłodze. A że sen ma mocny, to upadek wcale go nie budzi. Drugą sprawą jest codzienne pukanie głową w ścianę. Aby nie spaść z łóżka – młody śpi od ściany. A jak się kręci to notorycznie obija sobie swoją śliczną główkę. Zdarza nam się więc spać z dodatkową poduszką na ścianie. Albo wyobraźcie sobie taką sytuację: środek nocy, budzicie się, a na poduszce obok nie ma Waszego dziecka. Wówczas na spokojnie przeszukuję łóżko, czekając aż znajdę jakąś część Mateusza. Nie zawsze mi się to udaje. Czasem muszę zapalić światło i odkryć całą pościel, bo mój syn uwielbia nocne wędrówki po łóżku w okolicach moich stóp. Albo ile to razy nad ranem budzi mnie kopniak prosto w nos?
Tak więc widzicie, że od Synusia eM nie można odpocząć nawet w nocy :)