pociąg

Jedzie pociąg z daleka…

W poniedziałek ruszam na szkolenie do Łodzi. W związku z tym mam jeszcze tyyyyle do zrobienia! Muszę kupić bilety na pociąg. Do tego plan Łodzi (w razie gdybym w środę nie dawała znaku życia, to będzie to znaczyło, że zgubiłam się gdzieś na wyjeździe i nie umiem trafić z powrotem do domu…). Poza tym trzeba się spakować, chociaż na jedną noc niby nie trzeba brać ze sobą niewiadomo jakiego bagażu ;) Wypadałoby też poćwiczyć wygłaszanie swojej prezentacji i przypomnieć sobie kilka anglojęzycznych zwrotów, aby zrobić dobre wrażenie na panie prezesie, który wszak nie jest Polakiem. A w związku z tym, że moja mama zostaje w domu z Synusiem eM to muszę jeszcze kupić prezent na wtorkowe urodziny jego koleżanki (to już drugie urodziny dziecka z jego grupy przedszkolnej w ciągu miesiąca)…

pkp

Od dobrego tygodnia siedzę w Internecie i opracowuję drogę z dworca do hotelu, a także pogłębiam swoją wiedzę w zakresie połączeń kolejowych na trasie Toruń Główny – Łódź Kaliska, czyli uczę się na pamięć wszystkich stacji oraz godzin przyjazdów/odjazdów. W wolnych chwilach wymyślam miliony strategii „na wypadek gdyby”, bo nie wykluczone jest, że pomimo mapy zgubię się gdzieś w obcym mieście, wsiądę do niewłaściwego pociągu, zostanę okradziona, złamię nogę, ubiorę się niestosownie do okazji, zabłądzę w hotelu, spóźnię się na pociąg, zrobię złe wrażenie na prezesie, zostanę porwana przez UFO etc. Straszna panikara ze mnie i nawet nie macie pojęcia jak bardzo utrudnia mi to życie! Ale cóż mogę z tym zrobić? Jak mawia Mateusz: „taka się już urodziłam”.

Tak więc trzymajcie za mnie kciuki, a w wolnej chwili przeczytajcie o zakończeniu testu drukarki HP Photosmart :)


Gotowe zdjęcia trafiły w ręce moich bliskich i znajomych i nikt nie podejrzewał nawet, że nie wywoływałam ich w zakładzie. Żebyście mogli zobaczyć ich zdziwione miny :) Nie trzeba się bać, że domowe zdjęcia są gorsze. Co więcej – wszyscy pytali mnie ile takie cacko kosztuje, więc sądzę, że nie tylko mi spodobał się efekt końcowy drukowania. Co do ceny – trochę poszperałam w necie i nie jest tak źle – myślałam, że taki luksus posiadania w domu mini-laboratorium kosztuje o wiele więcej.

Zadanie wykonane i przyszła już pora na odesłanie drukarki. Stoi sobie zapakowana w kartonik i w kąciku czeka na odjazd. Moje dziecko wpadło w rozpacz, bo co jak co, ale obserwowanie jak z drukarki wychodzą ciągle i ciągle jego zdjęcia było świetną zabawą i w domu rozlegał się co i rusz głośny śmiech Mateusza :D Zresztą mi samej ciężko rozstać się ze sprzętem. To wszystko chyba najlepiej świadczy o tym, że spisuje się on na medal i jest godny polecenia. Sama chyba zacznę odkładać na takie coś :)

Podobało się? Podaj dalej: