Pojechałam dzisiaj po małego do przedszkola i zostałam zaproszona na rozmowę z przedszkolanką. Okazało się, że moje dziecko dostało wysypki. W związku z tym przed chwilą wróciliśmy z przychodni ze zdiagnozowaną… ospą!
Lekarka była bardzo zdziwiona rozmiarem krostek u Mateusza – ponoć takie drobne są rzadkością. Ogólnie początkowo na skórze było ich mało, we włosach nie ma nic, ale za to strasznie mu wysypało… gardło. Nawet nie wiedziałam, że takie coś jest możliwe… W aptece zostawiłam skromne 30 zł – musiałam kupić spray do gardła i maść na skórę.
W ostatnim miesiącu Mateusz pobił chyba wszystkie rekordy w nieobecności w przedszkolu – chodził do niego od 04.05 do 06.05. Potem był znowu chory i dopiero 18.05 maja zaprowadziłam go na zajęcia. A teraz czekają nas kolejne dwa tygodnie w domu… Najgorsze jest to, że przez najbliższy tydzień Mati ma zakaz wychodzenia na dwór, a za oknem mamy taką piękną pogodę :(