Dopiero co żegnaliśmy rok 2012, a tu już końcówka stycznia… Mało tego – dopiero co zaczynaliśmy ferie, a tu już po feriach :P
Przez nasze choroby (i moją pracę) w tym roku udało nam się wyjść na sanki raptem dwa razy :( I to już pewnie koniec, bo mamy odwilż, a ze względu na przeziębienie Synusia eM do końca tygodnia posiedzimy w domu…
No ale koniec smętów – pora na historię z dzisiejszego poranka:
Przygotowałam Synusiowi eM komplet ubrań, które miał założyć. Wszystko było ok do momentu zakładania bluzki – młody wszedł do kuchni i zakomunikował, że bluzka jest na niego za mała. Uznałam to za niemożliwe, bo przecież jeszcze kilka tygodni temu nie narzekał (owszem, rękawy były przykrótkie, ale przecież w domu to w niczym nie przeszkadza). Tak więc sama zabrałam się do ubierania młodego, aby udowodnić mu, że się myli… Faktycznie było trochę ciężko, ale w końcu bluzka była na Mateuszu. Z tym, że rzeczywiście okazała się mega ciasna! Zabrałam się więc za zdejmowanie jej z Synusia eM, jednak… okazało się to niemożliwe :P I po kilkunastu minutach walki musiałam sięgnąć po bardziej radykalne rozwiązanie: