Po czym poznać, że dziecko dorasta? (+18)

Bycie mamą to nie tylko same „ochy” i „achy”, ale też problemy wychowawcze i… błędy. Od początku starałam się być dla Mateusza mamą-kumpelką (wszak dzieli nas tylko 17 lat), ale jak widać z perspektywy czasu – pora wprowadzić drastyczne zmiany w naszych relacjach. Przede wszystkim muszę zacząć więcej od niego wymagać i na mniej pozwalać. Chciałam traktować dziecko po partnersku i wpoić mu, że zawsze ma prawo głosu, ale na to jest chyba jednak za wcześnie… Od razu jednak zaznaczam, że nigdy nie byłam i dalej nie jestem zwolenniczką „bezstresowego wychowywania”, bo w naszych relacjach od początku są wyznaczone pewne granice, a złe zachowanie jest karane i skutkuje odebraniem wielu przywilejów.

Niestety Synuś eM przechodzi ostatnio przyśpieszony bunt nastolatka – na potęgę pyskuje, twierdzi, że wszystko sam wie najlepiej i wyznaje zasadę „dajcie mi wszyscy święty spokój!”. Wystarczy, że coś do niego powiem, a już podnosi głos i ma pretensje, że się do niego w ogóle odzywam… W efekcie każdego dnia przeprowadzam z nim kilka(naście) poważnych rozmów wychowawczych, które efekt co prawda dają, ale… krótkoterminowy.

idealni rodzice nie istnieją

Dzisiaj znowu zaszalał. Wszedł do pokoju i zawołał „zdzira”. Z wrażenia omal nie padłam na miejscu, ale uznałam, że nie dam nic po sobie poznać i zapytałam go czy w ogóle wie, co dane słowo oznacza*. „Cholerna dziewczyna” – odparł… Zabrałam się więc za kolejną rozmowę wychowawczą i wytłumaczyłam, że nikt nie powinien takich słów używać, że to bardzo przykre itd. Standardowo zakończyłam rozmowę pytaniem: „Chyba chcesz być mężczyzną-dżentelmenem, a nie chuliganem-kryminalistą, prawda?”. Odpowiedź brzmiała: „Nie chcę być dżentelmenem, bo jak chuligan złapie dżentelmena za jego garniturek to dżentelmen płacze i woła, żeby zabrać te brudne łapska, bo mu się marynarka pogniecie i pobrudzi, a potem wzywa na pomoc mamusię”.

Innym razem zabrałam młodego na wspólny spacer z koleżanką. Nie pomyślałam i zapytałam Mateusza: „A jakie dziewczyny są fajne?” – „Gołe!” – usłyszałam w odpowiedzi…

Boże, daj mi cierpliwość i siłę zmierzyć się z tym, co jeszcze mnie czeka…


* Ostatnio byliśmy na zakupach i eM wędrował przez sklep z okrzykiem: „nie ma to jak kutas!”. Zapytany o znaczenie słowa na „k” wyjaśnił, że to przecież ta karma dla kota, którą reklamują w telewizji (czyt. „Kitekat”)…

Podobało się? Podaj dalej: