Od zawsze powtarzam swojemu dziecku, że gdy dorośnie będzie mógł zostać kim tylko chce. Nie mówię mu, że po gimnazjum pójdzie do liceum, bo może akurat będzie wolał kontynuować naukę w technikum? Albo w szkole zawodowej? Nie mam ciśnienia, żeby na siłę zrobić z niego lekarza czy prawnika.
Któregoś dnia byliśmy z wizytą u mojej cioci i eM oświadczył, że jak dorośnie to będzie pracował w sklepie. W odpowiedzi usłyszał, że powinien wybrać lepszy zawód, bo w sklepie zarobi marne grosze. Skończyło się na tym, że 7-letni Mateusz zrobił cioci wykład o tym, że „pieniądze nie są najważniejsze w życiu i że każdy ma prawo marzyć o takiej pracy, jaka jemu się podoba”.
W takich momentach jestem wyjątkowo dumna z mojego syna!
Cieszę się, że moje nauki nie idą w las. Że moje dziecko dostrzega, że są ważniejsze rzeczy niż bogactwo i wszystkie te bajeranckie gadżety, które można kupić za pieniądze.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że bez pieniędzy trudniej być szczęśliwym i spełniać swoje marzenia, bo sama to przerabiałam. Mimo wszystko to właśnie dążenie do szczęścia powinno być w naszym życiu priorytetem, a nie zarabianie pieniędzy.
Kiedyś usłyszałam, że ludzie tak na prawdę mają tylko jedno marzenie – być szczęśliwym.
Zdrowie, pieniądze, własny dom, samochód oraz wszystkie inne rzeczy materialne i niematerialne, o których marzymy są po prostu środkami służącymi do osiągnięcia celu, a szczęście to nic innego jak suma wszystkich naszych pragnień.
Głowiłam się nad tym cały dzień i uznałam, że faktycznie sporo w tym racji.
Chcę być zdrowa, aby czuć się szczęśliwa.
Chcę czuć się bezpiecznie, aby czuć się szczęśliwa.
Chcę mieszkać w wymarzonym domu, aby czuć się szczęśliwa.
Chcę wyjechać w wymarzoną podróż do Norwegii, aby czuć się szczęśliwa.
Dlatego robię wszystko, co w mojej mocy, aby eM dorastał w przekonaniu, że najważniejsze w życiu jest dążenie do realizacji własnych marzeń, a każdy ma prawo marzyć inaczej.