rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna w ogólnopolskiej firmie usługowej. W trakcie zupełnie przypadkiem wymknęło mi się, że mam dziecko (inna sprawa, że nigdy tego specjalnie nie ukrywam – dziecko to dziecko, a nie hemoroidy):

– Oooo, to pani ma dziecko? A w jakim wieku?
– 8 lat.
– Dobrze, że pani o tym wspomniała, bo właśnie chciałam o to zapytać, ale nie wiedziałam jak zacząć.
– Tak?
– Bo wie pani… Młoda kobieta to zawsze może zostać matką, a potem macierzyński, wychowawczy… Sama jestem kobietą, ale muszę na to patrzeć z punktu widzenia pracodawcy – taka sytuacja zawsze dezorganizuje pracę w firmie. Nie będę więc ukrywać, że szukam kogoś do pracy, a nie po to, żeby za jakiś czas taka dziewczyna zaszła w ciążę i poszła na zwolnienie.


rozmowakwal

Sytuacja wygląda tak – mam odchowane dziecko, jestem kobietą stanu wolnego i nie posiadam planów macierzyńskich. Tzn. mój plan jest taki, że eM zostanie do końca życia jedynakiem. Mimo wszystko mam też jajniki i – dopiero – 25 lat, co sprawia, że potencjalny pracodawca na wstępie odejmuje mi kilka punktów. A nawet gdybym chciała po raz drugi zostać mamą to co z tego? W trakcie rekrutacji pracodawca nie ma prawa zapytać o plany macierzyńskie. Inna sprawa, że biologii nie da się oszukać. Teoretycznie prawie każda kobieta może prędzej lub później zajść w ciążę – planowaną lub nieplanowaną. Poza tym zawsze może powiedzieć: „Pewnie, że nie planuję dziecka – kariera jest najważniejsza”, a w domowym zaciszu starać się o bobasa i udawać potem, że to wpadka. Sorry, taki mamy klimat.

pracodawca

Z jednej strony rozumiem pracodawców – pracownica na zwolnieniu lekarskim, a potem na urlopie macierzyńskim i wychowawczym nie jest uosobieniem idealnego pracownika. Jest po prostu pracownikiem nieobecnym, z którego firma nie ma żadnego pożytku. A nawet jeśli już wróci do pracy to normalne jest to, że przestaje być w pełni dyspozycyjna, być może będzie korzystać ze zwolnień lekarskich na dziecko…

Kiedy eM chodził do przedszkola to chorował non stop i zawsze powtarzałam, że mam szczęście, że nie pracuję, bo u pediatry gościliśmy co dwa tygodnie. Był nawet taki moment, że lekarka zwolniła mnie z opłat za wydawanie zaświadczeń o braku przeciwwskazań do powrotu do przedszkola [po chorobie], bo zgłaszałam się po nie po kilka razy w miesiącu i najzwyczajniej w świecie było jej nas żal.

Z drugiej strony – sama jestem matką i stoję po przeciwnej stronie barykady. I o ile dziecko jest dla mnie najważniejsze, o tyle nie mogę sobie pozwolić na to, aby stracić pracę. Staram się więc jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, przymykam oczy na nadgodziny (dodatkowa kasa zawsze się przyda) i muszę być dobrze zorganizowana, aby w pełni oddzielić pracę od życia prywatnego. Miło jest też wyrwać się do ludzi i w pracy najzwyczajniej w świecie odpocząć od nudnych obowiązków domowych. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że matki to wielofunkcyjne jednostki do zadań specjalnych, które w dodatku mają jakieś ambicje i są żądne sukcesów, prawda? :)

mama szuka pracy

Jestem realistką – nie każdą pracę da się pogodzić z macierzyństwem. Jeśli pojawiają się jakiekolwiek trudności można zrobić tylko jedno – szukać szczęścia gdzieś indziej. Kilka miesięcy temu sama postawiłam wszystko na jedną kartę i… bezrobotna byłam tylko przez kilkadziesiąt godzin :) Nie trzeba jednak od razu składać wypowiedzenia w dotychczasowej pracy – można szukać czegoś innego w międzyczasie albo pomyśleć o własnej działalności gospodarczej.

Kobiety mające/planujące dzieci nie są pracownikami gorszej kategorii ani złem koniecznym. Owszem, znajdą się i takie, które zaraz po zrobieniu testu ciążowego pójdą na zwolnienie lekarskie i zostawią pracodawcę na lodzie. Zdarzają się jednak i pracodawcy, którzy miesiącami nie wypłacają pracownikom należnych wynagrodzeń – czy z tego powodu na każdego szefa patrzymy jak na cwaniaka i złodzieja?

Podobało się? Podaj dalej: