Masz w domu niemowlaka, który nie daje Ci się wyspać i już nie możesz się doczekać, kiedy podrośnie? Jeśli odpowiedź brzmi „TAK”, to mam dla Ciebie złą wiadomość – ja mam w domu 8-latka i dalej na to czekam. Wiem, że właśnie pozbawiłam Cię nadziei, ale sorry – taki mamy klimat.
Najpierw nie mogłam spać, bo kopał mnie po żebrach. Nawet nie musiałam się bawić w liczenie ruchów dziecka, bo eM od samego początku był nadpobudliwy. Serio, byłam swego czasu przekonana, że dzieć zostanie piłkarzem, bo wierzgał kopytami non stop…
Potem były kolejne nieprzespane noce – karmienia, zmiany pieluch i niekończące się usypianie na rękach u mamy. Oho, zapomniałabym o ząbkowaniu! Wszak eM był dzieckiem, któremu zęby wychodziły po kilka na raz, a to gwarantowało ekstremalne wrażenia…
Przedszkole też było wielkim wyzwaniem. Zwłaszcza, że dzieć stale w nim chorował, a to wiązało się z nocną walką z kaszlem (wywołującym wymioty) oraz zbijaniem temperatury. To zdecydowanie były najgorsze 4 lata mojego naszego życia! Nikomu nie życzę takich atrakcji…
Aż nadszedł etap kaskaderski. Którejś nocy eM uznał, że w łóżku jest nudno i zaczął albo spadać z niego na podłogę (noc w noc), albo wędrować po całym domu. Za każdym razem, gdy budziłam się w ciemnym pokoju, to eM leżał wtedy w innym łóżku. Wiązało się to z nocnymi obchodami domu po kilka razy w ciągu nocy i bawieniem się w „gdzie jest Wally eM” (swoją drogą – pamiętacie tą zabawę?).
Teraz jest odrobinę lepiej… Tyle, że wczoraj eM zafundował mi kolejną zarwaną nockę. Tym razem poszło o pryszcze… A dokładniej – podczas zasypiania eM rozdrapał sobie krostkę na twarzy, a ja zażartowałam, że to pryszcz i… nastała apokalipsa. Dzieć płakał wył przez bite trzy godziny, bo „on nie chce mieć teraz pryszczy”, a poza tym „z rozdrapanego pryszcza na bank zrobią mu się jutro dwa nowe”. I weź tu z nim rozmawiaj…
Zdecydowanie – to był ten moment w macierzyństwie, kiedy miałam ochotę walnąć sobie patelnią w łeb. Zachciało mi się żartów przed snem, pfff.