Jakiś czas temu odezwała się do mnie koleżanka, której nie widziałam od kilku lat. Wymieniłyśmy się informacjami co u nas słychać i… zaczęło się:
– A ty zamierzasz być sama do końca życia?
– Nie myślisz o rodzeństwie dla Mateusza?
– Chcesz już zawsze sama wychowywać młodego?
– W ogóle nie szukasz sobie faceta?
Głupie pytania zasługują na głupie odpowiedzi:
– I jeden dzień dłużej.
– W ogóle rzadko zdarza mi się myśleć.
– O tak, marzę o tym od lat.
– Nie. Czekam aż sam mnie znajdzie.
Każdego ranka, gdy budzę się sama, gdzieś na świecie umiera mały kotek
Gdybym tylko chciała to w przeciągu kilku ostatnich lat mogłabym rozpisać długą listę facetów, którzy składali mi różne propozycje. Tyle, że na chwilę obecną nie interesują mnie ani przelotne znajomości (to nie ten stopień desperacji), ani komplikacje wynikające ze stałych związków (o czym pisałam m.in. TUTAJ i TUTAJ). Wróć! Może nie tyle nie interesują mnie związki, co raczej nie trafiłam na faceta, dla którego byłabym skłonna zmienić zdanie. Mimo wszystko ojca dla mojego syna też nie zamierzam szukać, bo… byłoby to dla mnie żenujące. Serio – szukać ojca dla dziecka, a nie czekać na faceta dla siebie? Brrrr…
Wkurza mnie takie wchodzenie z buciorami w moje życie osobiste. Skąd w ludziach to przekonanie, że 26-latka MUSI mieć faceta, a jeśli nawet go nie ma to POWINNA poszukać. Już. Teraz. Natychmiast. Bo inaczej nadejdzie koniec świata. I umrą wszystkie słodkie kotki…
Lepszy rydz niż nic?
Ja się z tym kompletnie nie zgadzam. W swoim życiu zmarnowałam już dość energii i czasu na nieodpowiednich facetów, aby popełnić ten błąd po raz kolejny. Oczywiście na chwilę obecną zdarza mi się spotykać z kolegami, ale żadnego z tych spotkań nie nazwałabym randką. Czasem co prawda trudno jest się nie angażować (kiedyś obiecałam sobie, że już nigdy pierwsza nie zaangażuję się w żadną znajomość, bo zbyt wiele mnie to kosztowało), ale z drugiej strony – prędzej czy później zawsze okazuje się, że jednak miałam rację trzymając dystans. Dlaczego więc miałabym zmieniać swoje podejście do życia? Zwłaszcza, że wbrew opiniom innych – samotność służy mi bardziej niż desperackie poszukiwania tego jedynego.
Nie wykluczam jednak, że kiedyś zmienię zdanie i być może na emeryturze pojadę na podryw do sanatorium :)