Jestem osobą, która o wiele lepiej funkcjonuje przy niskich temperaturach. Jak tylko na dworzu robi się cieplej to od razu zaczynają mnie męczyć migreny, brakuje mi energii do działania i generalnie – do niczego się nie nadaję. Chociażby z tego powodu w ogóle nie myślę o wakacjach w ciepłych krajach, bo zamiast zwiedzać czy wylegiwać się na plaży – musiałabym zamknąć się w klimatyzowanym pokoju i spędzać tam większość czasu. No chyba, że chciałabym się roztopić…
Żeby jednak było dziwniej – jeszcze bardziej od upałów nienawidzę całkowitego braku słońca, chmur, wiatru i opadów atmosferycznych. Moje optimum to max. 20 stopni – o ile jednak przy -20 stopniach jestem w stanie umówić się ze znajomymi na spotkanie w plenerze (byleby, w odpowiednio ciepłym stroju), o tyle przy +25 stopniach zaczynam się rozpływać niczym kostki lodu w gorącej herbacie, a brak ubrania w ogóle mi nie pomaga :P
Poniżej znajdziecie jednak…
3 powody, dla których kocham wiosnę
Koniec z narzucaniem na siebie miliona warstw ubrań, dzięki czemu ubieranie się do wyjścia z domu zajmuje nam mniej czasu. Poza tym jest mi wtedy wygodniej, a i przy okazji mogę spędzić dodatkowe minuty pod kołdrą. Czasu na sen nigdy za wiele, chociaż zaobserwowałam ostatnio, że wraz z nadejściem wiosny znowu zaczynam sypiać po 3-4 h na dobę… Czyżby powtórka z ubiegłorocznych wakacji?
Co jeszcze zmienia wiosna? Ewidentnie poprawia się wtedy mój wygląd. Cera jest bardziej promienna, włosy nabierają blasku, a paznokcie wreszcie przestają się łamać. A to oznacza, że znowu mogę eksperymentować z ich długością i kolorami (zgromadzone kilkadziesiąt lakierów do czegoś zobowiązuje, prawda?)!
Mieszkam na obrzeżach miasta, dość blisko lasu. Uwielbiam więc obserwować jak natura budzi się do życia – zaczynają śpiewać ptaki, pojawiają się bażanty, lisy i zające, a od czasu do czasu obok naszego domu przemknie jakaś zbłąkana sarna (tylko dzików strach się bać).
A Wy za co lubicie wiosnę?