Znane internetowe powiedzenie głosi, że „co się raz zobaczy, tego nie da się już odzobaczyć”. I moim zdaniem właśnie to zdanie najlepiej podsumowuje zdjęcie z porodówki, które na swoim fanpagu opublikowali autorzy bloga Superstyler.
Jedno (nie)zwykłe zdjęcie i afera na pół Internetu
Zdjęcie Marty i małego Zygmunta podzieliło internautów. Część z nich broniła blogerkę twierdząc, że zdjęcie jest piękne i przedstawia samą naturę, inni zaś twierdzili, że jest to mega obrzydliwe i nie nadaje się do publikacji w mediach społecznościowych.
Kto ma rację? Moim zdaniem i jedni, i drudzy.
Poród to bardzo intymna i magiczna chwila, ale w tym całym bólu i krwi nie ma nic pięknego dla postronnych obserwatorów. Sama jestem matką i o ile rozczulają mnie zdjęcia niemowląt, a tematyka ulewania i kupek w ogóle mnie rusza, o tyle widok dziecka ubrudzonego maziami i krwią nie wzbudza we mnie zachwytu. Zwłaszcza, jeśli jest w tym wszystkim element zaskoczenia.
Gdyby autorzy bloga wrzucili taką fotę na swojego bloga, a ja dotarłabym do niej klikając we wpis z „porodem” w tytule to byłoby ok. Mogłabym się spodziewać tego, co zobaczę i tyle. Wszak byłabym gościem w ich skromnych progach i zawsze mogłabym skorzystać z magicznego krzyżyka opuszczając lokal.
Foto opublikowane na facebooku dotarło do mnie niejako wbrew mojej woli. Zaczynając obserwować fanpage Superstyler w życiu nie spodziewałam się, że pojawi się tam coś, co w pewnym stopniu naruszy moją strefę komfortu. Bo wiecie – co powiedzieć stojącemu obok 10-latkowi, który nagle widzi na monitorze zdjęcie z porodówki i nie ma żadnej szansy na odzobaczenie tego, co zostało już zobaczone?
Nie chcę się czepiać, ale w filmach pornograficznych też mamy do czynienia z czymś tak intymnym i bliskim natury jak seks, ale niekoniecznie chciałabym, aby eM w tym wieku podziwiał właśnie takie widoki. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby filmy pornograficzne były puszczane w telewizji w godzinach popołudniowych, a Wy natknęlibyście się na nie podczas surfowania po kanałach w towarzystwie dziecka?
Największym problem naszych czasów zaczyna być fakt, że w Internecie granice prywatności przesuwają się coraz bardziej i bardziej, a tym samym przed niektórymi treściami nie da się już uciec. W głównej mierze winni są sami publikujący, ale z drugiej strony – skoro na takie materiały jest popyt, to oczywiste jest, że pojawi się i podaż. Należy jednak wziąć pod uwagę, że niektóre widoki warto zostawić tylko dla samych zainteresowanych ich oglądaniem, bo „raz zobaczonego nie da się już odzobaczyć”.