Typowy poranek, a dokładniej chwila, kiedy z rozwianym włosem biegam po domu i poganiam eM, „bo autobus na nas nie poczeka”. Gdzieś pomiędzy zakładaniem butów, a szukaniem telefonu (zawsze ginie tuż przed wyjściem z domu) zaczynam rozmawiać z moim synem:
– Wiesz co, młody? Życzę Ci, żebyś był w życiu szczęśliwy. Żebyś nie musiał ciężko pracować… A najlepiej to, żebyś w ogóle założył własną firmę i zarabiał miliony. Albo nawet miliardy!
– Mamo, ale przecież pieniądze szczęścia nie dają. Tylko małżeństwo.
I po raz kolejny moje dziecko zmusiło mnie do myślenia..
Czy pieniądze faktycznie nie dają szczęścia? I tak, i nie. Z jednej strony nie gwarantują szczęścia, a z drugiej – bez nich nie da się żyć. Nie ma czegoś takiego jak bezpłatna edukacja czy też bezpłatna opieka medyczna. Nawet posiadanie najskromniejszego dachu nad głową wymaga jakichkolwiek nakładów finansowych. Mogę się cieszyć z tego, że mam cudownego syna i kochającego faceta, ale ani jednym, ani drugim nie zaspokoję naszych podstawowych potrzeb życiowych. Pieniądze są więc niezbędne, a zarobienie ich nie jest wcale takie łatwe i przyjemne…
Chciałabym móc pozwolić sobie na rzucenie wszystkiego i skupienie się tylko na rodzinie. Chciałabym być w domu, kiedy moje dziecko wraca ze szkoły, chciałabym móc popołudniu usiąść z nim nad lekcjami i nigdzie się nie spieszyć. Chciałabym nie przejmować się terminami i wciąż rosnącą listą rzeczy do zrobienia na wczoraj. Chciałabym zabrać młodego na zakupy bez wpisywania tego z dwutygodniowym wyprzedzeniem do kalendarza i bez przeliczania czy aby na pewno mogę sobie na to w tym miesiącu pozwolić. Chciałabym mieć więcej i pieniędzy, i czasu, i wolności. Chciałabym permanentnie rzygać tęczą i bez obaw myśleć o jutrze. Chciałabym nie musieć walczyć o swoje prawa i móc robić w swoim życiu tylko to, co kocham.
Tylko czy w dzisiejszych czasach jest to w ogóle możliwe?
Trzy lata temu również pisałam o szczęściu i pieniądzach – w kontekście tego, że dążenie do szczęścia powinno być w naszym życiu priorytetem. Prawda jest jednak taka, że wraz z upływem czasu coraz częściej dopadają mnie wątpliwości i czuję wewnętrzne wypalenie. Lata lecą, a ja wciąż tkwię w tym samym punkcie i wciąż tak wiele marzeń pozostaje poza moim zasięgiem. Różnica jest jedynie taka, że teraz już nie tylko brak funduszy powstrzymuje mnie przed ich realizacją, ale też brak czasu.
Nie da się mieć w życiu wszystkiego, wiem. Albo człowiek zarabia pieniądze i nie ma ich kiedy wydawać, albo ma mnóstwo wolnego czasu i brakuje mu funduszy na korzystanie z życia. I jak tu się nie wkurzać, kiedy na każdym kroku trzeba dokonywać wyborów?