warszawa

Komunikacyjnie, czyli #zpamietnikasloika vol. 3

Długo milczałam, ale wbrew pozorom przyczyną było nie oszołomienie Warszawą, a fakt, że ostatnio więcej czasu spędzałam poza stolicą. Chociaż z drugiej strony – jak poczytacie co się u nas przez ten czas działo, to sami możecie na jakiś czas zaniemówić :)

Dzień 9., poniedziałek

Włoskie rodziny są ponoć bardzo temperamentne. Nie wiem ile w tym prawdy, bo włoskiej krwi nie ma we mnie ani kropli, ale dwa dni po zaręczynach spakowałam walizkę na powrót do Torunia. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że zrobiłam to… służbowo :)

Dzień 10., wtorek

Nadeszła godzina zero – po raz pierwszy musiałam skorzystać z metra. Pod bramką stałam dobre pół godziny zanim odważyłam się zejść w podziemia i wsiąść do wagonu. Nie było tak źle jak myślałam, chociaż wyobraźnia wciąż podsuwała mi obrazy wybuchającej bomby i przez całą drogę analizowałam czy w razie czego mam jakiekolwiek szanse na przeżycie…

Dzień 12., czwartek

Zaczęło się – „a u nas w Warszawie to…”. Miałam jednak powód – ze zdziwieniem odkryłam, że warszawskie taksówki są tańsze od toruńskich, jeżeli chodzi o stawkę za kilometr (największa różnica to 0,90 zł/km). Niemożliwe, a jednak!

Dzień 15., niedziela

Warszawa jest miastem predyspozycji i chociaż nie zostałam jeszcze twarzą rajstop to razem z M. postanowiliśmy powiększyć naszą rodzinę. Wciąż wierzymy, że PiS wprowadzi w końcu 500+ na kota i właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na przygarnięcie czworonoga, a nie na drugie dziecko. A tak na serio – małe kotki są równie słodkie co małe niemowlęta, a przynajmniej nie budzą się z płaczem milion razy w ciągu nocy. Wybór był więc prosty.

Poznajcie Pusię – kota, który tak jak i my jest warszawskim słoikiem (z tym, że Pusia przyjechała do stolicy wprost z kurpiowskiej wsi).

#cat #instacat #catgram #bestcatever #catsgram #kitty #catsofinstagram #catoftheday #purelove #kot #kotek #meow

Post udostępniony przez Katarzyna Welka (@frontdomowy)

Dzień 16., poniedziałek

Goście, goście, goście. Na początku lipca odwiedził nas Donald, a tym razem na herbatkę wbili się Kate i William. Jednogłośnie stwierdzili, że na moich urodzinach muszą się pojawić i nie miałam nic do gadania. Ba, nawet po imprezie podrzucili mnie do Torunia, a sami wybrali się nad polskie morze. Desperaci, równie dobrze mogli ruszyć na podbój Antarktydy, co nie? :P

Dzień 20., piątek

Doszłam do wniosku, że ludzie w Warszawie są bardziej ludzcy i empatyczni niż mieszkańcy Torunia. Serio. Stałam na przystanku i mokłam w deszczu czekając na autobus. Nagle podeszłam do mnie jakaś starsza pani, zaproponowała swój parasol i tak stałyśmy sobie pogrążone w rozmowie, a dokoła nas trwała ulewa. Tego dnia czułam się jak kupa, wyglądałam jak zmokła kura, a babeczka jak gdyby nigdy nic zapytała mnie ile mam lat, bo według niej wyglądam na nie więcej niż 22. I jak tu nie wierzyć w ludzi?!

W Toruniu co najwyżej mogłam liczyć na atak wypchaną reklamówką albo pobicie laską… Ci którzy czytają mnie od lat na pewno pamiętają pewien incydent w pustym (!) autobusie, kiedy to dwie staruszki pobiły się o wolne miejsce przy drzwiach, a ja miałam to szczęście, że znalazłam się pomiędzy nimi…

Dzień 24., wtorek

Przez 28 lat korzystałam z komunikacji miejskiej w Toruniu i nigdy nie spotkała mnie tam żadna dziwna przygoda. Tymczasem wystarczyły trzy tygodnie jazdy autobusami po Warszawie i… w autobus jak gdyby nigdy nic wjechał sobie samochód. A może było na odwrót i to autobus wjechał w osobówkę? Sama już nie wiem, pamiętam tylko huk, zgrzyt i szarpnięcie. Nikomu na szczęście nic się nie stało, ale co przeżyłam to moje…


Podsumowując – Warszawa dba o to, abym miała co wspominać. Nuda? Pffff, nie w tym mieście!

Przypominam też, że poprzednie wpisy z cyklu znajdziecie TUTAJ.

Podobało się? Podaj dalej: