z dziennika matki polki

Z dziennika matki polki

Z dziennika matki polki, czyli tekst pisany ku pamięci, żebym mogła do niego wrócić za każdym razem, gdy tylko zdarzy mi się narzekać, że miałam kiepski dzień. Bo przecież zawsze mogłoby być gorzej i mogłaby nastąpić taka kumulacja, jak w ostatnim tygodniu.

ŚRODA

Po pracy czekało mnie największe wyzwanie roku szkolnego 2017/2018, czyli pierwsze zebranie klasowe. Po przebrnięciu przez tony dokumentów do podpisania na rodziców czekała upragniona chwila, czyli… wybory klasowej rady rodziców. Przez pierwsze 20 minut zgłosiła się niesamowita ilość kandydatów, czyli… nikt. Po kolejnych 10 minutach stwierdziłam, że nie mam ochoty nocować w szkole, więc sama zgłosiłam się na przewodniczącą. W sumie lepsze jedno zebranie w miesiącu niż zostanie w szkole na zawsze, prawda? W końcu pojawiły się jeszcze dwie osoby gotowe na poświęcenie w imię dobra dzieci i przed godziną 20. mogliśmy wyjść do domu.

CZWARTEK

Tego dnia siedziałam w pracy do 22:30, bo przydarzyła nam się kolejna awaria toalety. Do domu dotarłam więc po 23 i dopiero wtedy mogłam spakować nas na wyjazd do Torunia (wesele znajomych). Koło 23:30 z łóżka wstał eM, bo przypomniało mu się, że ma dla mnie jakieś dokumenty ze szkoły do podpisu. Przy okazji poinformował, że na jutro ma iść do szkoły ubrany na galowo. W końcu przed 1 udało mi się wyrzucić z sypialni kota i iść spać.

hydraulik

PIĄTEK

Dziś budzik zadzwonił o 5:30. Przez 20 minut walczyłam z kotem, którego dopadła potrzeba tulenia i bezczelnie domagał się pieszczot. Potem obudziłam eM i okazało się, że ma katar. Kolejne 20 minut szukaliśmy zaginionego chlebaka i butelki na wodę. Potem odkryłam, że w domu nie mamy chleba i odpada opcja zjedzenia śniadania. Dodatkowo kot dostał biegunki i cały korytarz pokryty był gównianymi śladami kocich łapek. Posprzątałam i wtedy okazało się, że młody zgubił gdzieś bluzę i trzeba było wznowić akcję poszukiwawczą. Przez przypadek zamknęliśmy w szafie kota i kiedy chcieliśmy go wypuścić to razem z nim z szafy wypadł stelaż dziecięcego łóżka (po przeprowadzce szkoda nam było je wyrzucić, więc zostało rozebrane na części). O 7 rano zmęczona życiem ruszyłam na autobus. Z okazji „dnia bez samochodu” cała Warszawa przesiadła się dziś do aut, aby uniknąć tłoku w autobusach i tym samym do pracy dojechałam spóźniona (co prawda o 2 minuty, ale normalnie jadąc tym samym autobusem docieram do celu ponad pół godziny wcześniej!). Dalej też było ciekawie. Na co dzień korzystam z opcji odbierania paczek w punkcie odbioru, bo pod naszym domem nie mamy paczkomatu, a kurier zawsze wychodzi drożej. Pognałam więc po swoje zamówienie z Avonu (ostatnie rzeczy potrzebne mi na wesele), podałam obsługującemu mnie panu kod odbioru i… usłyszałam, że mam przyjść później. Czemu? Ano dlatego, że pan nie ogarnia systemu i trzeba poczekać na jego żonę.

WEEKEND

Zaliczyliśmy ślub, wesele i poprawiny. Tym samym zakończył się u nas sezon weselny, bo póki co nikt z naszych bliskich nie planuje już ślubu w 2017 roku, a i o planach na 2018 też nic jeszcze nie wiemy. Najdziwniejsze jest jednak to, że na weselu najzwyczajniej w świecie… odpoczęliśmy. Bez kota, bez dziecka i bez obowiązków. Tylko wino, muzyka i śpiew :)

Podobało się? Podaj dalej: