Przychodzi taki moment, kiedy następuje zmęczenie materiału i człowiek ma wszystkiego dość.
Wstaje więc rano 20 minut później i odpuszcza sobie zarówno śniadanie jak i zrobienie makijażu. Potem wychodzi do pracy i machinalnie wykonuje swoje obowiązki, ale myślami jest zupełnie gdzie indziej. Kiedy wraca do domu po 12 h nieobecności to jedyne o czym marzy to uwicie gniazdka na kanapie i nie ruszanie się stamtąd przez kilka najbliższych dni (a dokładniej do niedzielnego wieczoru). W ramach wewnętrznego protestu brudne naczynia po obiadokolacji zostawia na kuchennym blacie, rezygnuje z uruchomienia pralki i wzięcia prysznica, a do łózka kładzie się w tym, w czym zaległ na kanapie. Plan jest jasno określony: mam weekend i zamierzam po raz pierwszy od bardzo dawna wykorzystać go na robienie jednego wielkiego NIC.
A potem przychodzi sobota rano i okazuje się, że człowiekowi zabrakło czystych majtek. Więc chcąc nie chcąc odpala pralkę, a że przy wyjmowaniu czystych ubrań pojedyncze skarpetki uwielbiają lądować na podłodze to człowiek z automatu postanawia tam odkurzyć i usunąć zalegający po kątach żwirek dla kota. No ale skoro już wyjmuje ten odkurzacz… to grzechem byłoby nie odkurzyć reszty mieszkania, no nie? No i w sumie ta łazienka taka mała, że przy okazji można na szybko umyć i wannę, i muszlę klozetową… W sumie w kuchni też dużo do ogarnięcia nie ma, więc człowiek postanawia przy okazji przetrzeć blaty, wyczyścić kuchenkę i pozmywać naczynia… Mając aneks kuchenny nie wypada też nie posprzątać w salonie, co nie? Więc człowiek stwierdza w tym momencie, że w sumie to może odkurzyć całe mieszkanie, a co tam…
Dwie godziny później człowiek na kolanach szoruje starą szczoteczką do zębów fugi w łazience i zastanawia się dlaczego te czyste majtki były dla niego aż takie ważne? Bo to tylko i wyłącznie przez nie odbył się tutorial z cyklu „Jak z NICZEGO zrobić WSZYSTKO?”…
Czy Wasze weekendy wyglądają tak samo jak mój?
Nie zmienia to jednak faktu, że wpis z dziesięcioma przykazaniami dotyczącymi (nie)sprzątania jest w dalszym ciągu aktualny, chociaż od jego publikacji minęło już 7,5 roku (!) – dalej nie prasuję, nie pastuję podłóg i nie myję okien :)