Listopad w obiektywie, a złota rybka w słoiku

Tegoroczne podsumowanie listopada będzie trochę inne niż dotychczasowe wpisy z cyklu „Miesiąc w obiektywie”.


Przez ostatnie tygodnie nieustannie narastała moja niechęć do Warszawy. Chociaż może akurat “niechęć” to złe określenie tego, co czuję. W stolicy nie jestem u siebie, w razie problemów mam obok siebie przyjaciół, a kiedy potrzebuję z kimś porozmawiać (i mam na myśli kogoś innego niż mój narzeczony) twarzą w twarz to okazuje się, że do wyboru mam tylko kota… albo kota.

Czy jestem teraz szczęśliwa? Nie. Nie dzieje mi się krzywda, nie mam jakichś wielkich problemów ale z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że moje obecne życie w ogóle mi się nie podoba… Tym samym nie mogę być szczęśliwa skoro w ogóle nie czuję się spełniona – w żadnej życiowej roli.

Mocne podsumowania listopada, co nie?

złota rybka

Ale taka jest prawda. Czuję się jak złota rybka, która tak długo pływa w swojej kuli, aż dostaje pierdolca i na koniec wypływa brzuchem do góry. Dom, praca, dom, praca, dom, praca, dom, praca… To jest chyba ten moment, kiedy psychicznie nie daję już rady i potrzebuję zmian.

Jeszcze nie wiem jakich, ale jeśli w najbliższych tygodniach nie znajdę nowego pomysłu na siebie, to wkrótce będę nadawać do Was z oddziału zamkniętego. I piszę to całkiem serio.

Listopad w obiektywie

koty

listopad w obiektywie

Listopad w głośnikach

Moja listopadowa playlista na Spotify to głównie odgrzewane kotlety, ale jest jeden kawałek, który totalnie skradł moje serce… A mowa o „Happier Marshmello ft. Bastille.

Mam nadzieję, że Wasz listopad był o wiele lepszy od mojego…

Podobało się? Podaj dalej: