Jestem osobą wierzącą i przyjęcie księdza chodzącego po kolędzie jest dla mnie czymś normalnym. Nawet teraz, kiedy mieszkam z moim narzeczonym z dala od domu rodzinnego.
Czym tak naprawdę jest wizyta duszpasterska i co ma na celu?
Głównym celem kolędy jest udzielenie błogosławieństwa dla domu i domowników.
Poza tym jest to także okazja do bliższego poznania się – ksiądz ma szansę poznać swoich parafian, a oni – księdza. Oczywiście, nie ma wówczas czasu na długą rozmowę, bo takie wizyty trwają średnio od kilku do kilkunastu minut. Moim zdaniem jest to o wiele lepsze rozwiązanie niż widywanie się wyłącznie podczas mszy, bez szansy na zamienienie ze sobą chociażby kilku słów.
Ja sama właśnie podczas kolędy rozmawiałam z księdzem o sakramencie chrztu dla eM – między innymi dlatego, że jako nastoletnia mama pewniej czułam się podczas takiej rozmowy we własnych czterech ścianach niż w biurze parafialnym.
Ile pieniędzy dać księdzu na kolędzie?
Na to pytanie odpowiedź może być tylko jedna – tyle, ile chcemy i na ile możemy sobie pozwolić. Nie musimy dawać koperty w ogóle, możemy włożyć do środka zarówno 10 zł jak i 10.000 zł, ale też możemy odłożyć ją na półkę i przy najbliższej okazji zamiast wręczyć księdzu – przekazać całą kwotę na cele charytatywne. Nie ma czegoś takiego, jak “kwota, którą wypada dać” i kropka.
Wielokrotnie słyszałam o odgórnie ustalanych cennikach albo o zaleceniach, żeby przygotowane koperty podpisywać, ale musimy pamiętać o tym, że koperta to zawsze dobrowolna ofiara na kościół. Ksiądz ma prawo poprosić o datek (np. w sytuacji, kiedy zbierane są pieniądze na remont kościoła), ale nigdy nie powinien nikomu sugerować, że jest to nasz obowiązek. Jeśli twierdzi, że jest inaczej to jest to jego problem i to on powinien zastanowić się nad sobą i swoim podejściem do parafian.
Kiedy mieszkaliśmy w Toruniu nasz proboszcz nigdy sam nie wziął ze stołu koperty z datkiem i praktycznie co roku trzeba było mu ją niemal “wciskać na siłę” – wielokrotnie zapewniając, że chcemy dobrowolnie przekazać drobną kwotę na rzecz kościoła, a nie że robimy to, bo tak wypada. Raz zdarzyło się nawet, że ksiądz przekazał kopertę eM mówiąc, że ma sobie kupić za to cukierki :)
W zeszłym roku (już w Warszawie) z kolei tak się zagadałam z księdzem, że o czekającej na stole kopercie przypomniałam sobie dopiero po jego wyjściu. Tym samym przygotowana kwota trafiła na tacę dopiero na najbliższej mszy i nawet nie interesowało mnie to czy w swoich aktach ksiądz odnotuje brak datku na kolędzie, czy nie.
Podsumowując – kolęda nie jest ani wizytą inkasenta, ani przykrym obowiązkiem. I tego się trzymajmy!