Z elektronicznymi zwolnieniami lekarskimi miało być łatwiej, szybciej i wygodniej. A jak jest w rzeczywistości?
e-ZLA w teorii
W związku z tym, że po moim wypadku mam spory problem z poruszaniem się (przez prawie cztery tygodnie nie byłam w stanie chodzić nawet o kulach, a obecnie nawet z ich pomocą nie jestem zbyt mobilna, bo od razu nasila się ból kolana) to wciąż przebywam w domu na zwolnieniu.
Jak wiadomo – od 01.12.2018 lekarze wystawiają już tylko i wyłącznie elektroniczne zwolnienia lekarskie.
Info ze strony zus.pl:
“Gdy lekarz (lub asystent medyczny) wystawi e-ZLA pacjent nie musi dostarczać zwolnienia pracodawcy (w przypadku pracowników) albo ZUS (m.in. w przypadku osób prowadzących działalność gospodarczą). Nie musi już podczas choroby czy opieki np. nad chorym dzieckiem udawać się do pracodawcy czy jednostki ZUS albo prosić o dostarczenie zwolnienia rodzinę czy znajomych. E-ZLA zostanie przesłane na profil PUE płatnika i do systemu ZUS.”
Brzmi super, prawda? Zwłaszcza, dla osoby, która tak jak ja ma problem z poruszaniem się.
e-ZLA w praktyce
Mamy połowę lutego, ja jestem już na którymś z kolei zwolnieniu lekarskim, a zasiłku z ZUSu jak nie było, tak nie ma. Wybrałam się więc do oddziału ZUS dopytać co i jak, bo jednak od zawsze mam takie szczęście, że we wszelkich urzędach w dziewięciu przypadkach na dziesięć giną gdzieś moje dokumenty, załączniki etc. – lepiej więc dmuchać na zimne.
Co się okazało? Miła pani w okienku poinformowała mnie, że ZUS spośród wszystkich moich dotychczasowych zwolnień pobrał sobie z systemu tylko jedno i że zgodnie z procedurą za każdym razem powinnam prosić lekarza o wydruk L4 z systemu i osobiście dostarczać go do ZUSu razem z wnioskiem, żeby sobie to moje elektroniczne zwolnienie ściągnęli z platformy i dokonali wypłaty zasiłku.
Gdzie tu logika? Nie wiem… Co ciekawe, na stronie ZUS znajdziemy też komunikat, że:
“Pacjent, któremu lekarz (lub asystent medyczny) wystawi e-ZLA nie jest związany terminem 7 dni na dostarczenie zwolnienia. Nie dotyczą go w związku z tym ewentualne obniżenia zasiłku chorobowego czy opiekuńczego z powodu przekroczenia tego terminu. Konieczne jest natomiast przesłanie (złożenie) wniosku m.in. w przypadku osób prowadzących działalność gospodarczą, występujących o zasiłek po ustaniu zatrudnienia (ubezpieczenia) czy pracowników, którym ZUS a nie pracodawca wypłaca świadczenia chorobowe. Ubezpieczony może to zrobić korzystając ze swojego profilu na PUE. Wniosek w jego imieniu może także złożyć pracodawca, np. poprzez ZUS Z-3.”
No ok, mam długie zwolnienie lekarskie, więc w moim przypadku wypłaty dokonuje ZUS. Teoretycznie pani miała więc rację (pomijając konieczność wizyty w oddziale), mea culpa. Ale czy na pewno…? W instrukcji wypełniania wniosku wygląda to następująco:
Nie spełniam żadnego z tych kryteriów – nie prowadzę działalności, nie współpracuję z osobą prowadzącą działalność, nie jestem duchownym i wciąż jestem zatrudniona/ubezpieczona. W pouczeniu też nie ma żadnej informacji o tym, że należy złożyć taki wniosek w sytuacji podobnej do mojej.
No więc…?
ZUS nie jest gotowy na e-ZLA
Wniosek jest jeden – ZUS nie jest gotowy na e-ZLA. Przedpotopowe procedury i wybrakowane wnioski to tylko kilka grzechów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
I jeszcze taka ciekawostka na koniec: porównałam formularz ze strony ZUS (zaktualizowany 23.01.2019) z tym, który otrzymałam do wypełnienia w urzędzie (w dn. 08.02.2019). Okazało się, że podczas wizyty w oddziale dostałam do wypełnienia wniosek, który kilka tygodni wcześniej przestał obowiązywać.
Przypadek? Nie sądzę…
Aktualizacja z 08.03.2019
ZUS wysłał do mnie pismo, w którym informuje, że w przypadku dalszej niezdolności do pracy razem z wnioskiem i zaświadczeniem lekarskim powinnam dostarczać im aktualne zaświadczenie od pracodawcy (z pieczątką i imiennym podpisem osoby upoważnionej), że w dalszym ciągu jestem tam zatrudniona…
„Łatwiej, szybciej i wygodniej” – ZUS i jego logika…