Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu czy jednak lepiej nie mieć nic niż zadowalać się bylejakością?
Od lat wierzę, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Teoretycznie powinnam więc dążyć do realizacji wszystkich swoich marzeń. Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej…
W moim obecnym życiu króluje bylejakość
Moje życie jest byle jakie i przyznaję się do tego bez bicia. Nie jestem typem człowieka, który po trupach dąży do celu, poza tym brakuje mi też przebojowości i nie potrafię walczyć o swoje.
Gdyby mogły spełnić się wszystkie moje marzenia to na bank nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. Nie mieszkałabym w Warszawie, nie pracowałabym na etacie i pewnie wypasałabym kozy gdzieś w Bieszczadach.
Byle jak, byle do przodu
Z dzieciństwa i z nastoletnich lat mojego życia zbyt dobrze pamiętam, jak to jest nie mieć nic. Bywały takie miesiące, kiedy kasy brakowało nam zarówno na rachunki jak i na najpotrzebniejsze zakupy. Wtedy właśnie przekonałam się, że czasem i bylejakość bywa luksusem.
Moje życie jest raczej nudne i mało idealne. Nigdy nie byłam na zagranicznych wakacjach, teraz nie mogę sobie pozwolić nawet na podróże chociażby po Polsce. Nie stać mnie na kupowanie co i rusz nowych ciuchów (większość zadeklarowanych minimalistek ma co najmniej dwa razy więcej ubrań ode mnie). Nasze wynajmowane mieszkanie też nijak nie przypomina wnętrz z instagrama.
Jeśli jednak porównam swoje obecne życie z tym, co było 10 lat temu (to tak w ramach #10yearschallenge), to widzę ogromny postęp. Postęp, do którego doszłam ciężką pracą własnych rąk – najpierw sama, a od prawie 4 lat razem z M.
Brzydkie
kaczątkowróblątko
Chciałabym za kolejne 10 lat móc powiedzieć o sobie, że jestem kobietą spełnioną. Wiem jednak doskonale, że przede mną jeszcze ogrom pracy, przede wszystkim nad samą sobą i nad swoim postrzeganiem świata.
W związku z tym tam, gdzie mogę sobie na to pozwolić – ryzykuję, ale w innych kwestiach wolę czasem dalej potrzymać w garści tego swojskiego wróbla. A nuż pójdzie on w ślady baśniowego brzydkiego kaczątka i wyrośnie na łabędzia? ;)
Wszak bylejakość nie jest dla mnie celem samym w sobie, a jedynie przystankiem na drodze zwanej życiem. I jestem z tego dumna.