najgorsza jest tęsknota

Najgorsza jest tęsknota

Mój drugi rok w Warszawie powoli dobiega końca (jak to możliwe?!) i za jakiś czas pewnie napiszę kolejny wpis z cyklu #zPamiętnikaSłoika, aby go podsumować. Dzisiaj jednak postanowiłam podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami o tym, jak to jest, kiedy wszyscy Twoi znajomi mieszkają w innym mieście…

Najgorsza jest tęsknota

Kiedy przeprowadzaliśmy się do Warszawy to od samego początku wiedziałam, że najgorsza będzie tęsknota za bliskimi – za rodziną i przyjaciółmi. I tak jest w rzeczywistości – strasznie brakuje mi tu na miejscu kogoś, z kim można wyskoczyć na miasto albo spotkać się na kawie. Są rozmowy telefoniczne, jest messenger, ale nic nie zastąpi spotkań i rozmów twarzą w twarz.

Często odwiedzamy Toruń, ale ze względu na naszą pracę i szkołę eM są to na ogół wyjazdy weekendowe. Na miejsce dojeżdżamy zatem w piątek około 19-20, a w niedzielę wyruszamy w drogę powrotną tuż po obiedzie – co prawda mogłoby być gorzej, ale… Problem pojawia się wówczas, gdy przychodzi do szczegółowego planowania takiego wypadu.

Kiedy doba jest za krótka

No bo jak w ciągu tych kilkudziesięciu godzin znaleźć czas na spotkania ze wszystkimi, z którymi chcielibyśmy się zobaczyć? W efekcie albo nie widujemy się z niektórymi osobami miesiącami (nad czym bardzo ubolewam), albo połowę tego czasu spędzamy w samochodzie pędząc od jednych znajomych do drugich i mamy poczucie, że w sumie to z nikim nie spędziliśmy tyle czasu, ile byśmy chcieli…

Poza tym odpadają jakiekolwiek wyjazdy weekendowe w celach turystycznych, bo skoro już mamy wolny weekend i kasę na taki wyjazd to jednak bardziej zależy nam na utrzymywaniu kontaktów z bliskimi niż zwiedzanie… I tak w kółko – Warszawa, Toruń, Opole…

kiedy doba jest za krótka

Goście, goście…

Teoretycznie z Warszawy do Torunia jest taka sama droga jak z Torunia do Warszawy, więc co niektórzy mogliby wpadać do nas w odwiedziny… W praktyce bywa jednak z tym różnie – jedni mają małe dzieci, inni nie mają samochodu albo po prostu zgranie naszych kalendarzy pod kątem ich przyjazdu i przenocowania u nas gości okazuje się niemal niemożliwe…

Swego czasu myśleliśmy nawet o zorganizowaniu parapetówki, ale z racji tego, że wszystkich trzeba byłoby gdzieś przenocować to szybko z tego pomysłu zrezygnowaliśmy… Tak samo jak np. z organizacji naszych imprez urodzinowych dla znajomych – nie jesteśmy w stanie przenocować wszystkich na raz, więc łatwiej jest nam po prostu wsiąść w auto i spotkać się z nimi w rodzinnym mieście…

Ślubu nie będzie?!

To wszystko brzmi skomplikowanie? To weźcie jeszcze pod uwagę, że rodzina M. i część jego przyjaciół mieszka w Opolu, a poza tym wielu naszych znajomych od lat mieszka poza Polską. Czasem żartujemy, że właśnie z tego powodu nigdy nie weźmiemy ślubu, bo chcielibyśmy spędzić ten dzień w gronie wszystkich, którzy są nam bliscy, a zebranie ich w jednym miejscu praktycznie graniczy z cudem… :P

Podobało się? Podaj dalej: