Życie z (trzema) kotami

W lipcu 2017 roku w naszym domu pojawił się pierwszy kot i od tamtej pory nic nie jest już takie samo, jak wcześniej. Jeśli więc zastanawiacie się nad powiększeniem rodziny o mruczka (albo powiększenie już posiadanego stada o kolejnego kota), to koniecznie przeczytajcie, jak to wszystko wyglądało u nas.

2017 – jeden kot

Kiedy Pusia trafiła do naszego domu, miała ok. 3 miesięcy. Była małą futrzatą kulką, która uwielbiała spać wtulona we mnie (to był czas, kiedy nawet jedzenie przygotowywałam ze śpiącym kotem na rękach), a kiedy nie spała – szalała z zabawkami i namiętnie wbijała w nas swoje pazurki.

Czy sprawiała jakieś problemy? Absolutnie nie – była kotem idealnym, który spał, tulił się i na każdym kroku okazywał nam swoją miłość. Nic dziwnego, że rozpieszczaliśmy tę naszą księżniczkę ponad miarę, co trochę zemściło się nas, kiedy dorosła.

2018 – dwa koty

Drugi kot był w planach od zawsze, ale odkładaliśmy to na moment, aż zamieszkamy “na swoim”. Traf jednak chciał, że oboje zakochaliśmy się w małym kotku, dla którego fundacja szukała domu… I tak po wielogodzinnych dyskusjach w naszym domu pojawił się 3-miesięczny Stefan – kociak z ulicy z zaawansowaną chorobą sierocą.

To miał być kot mojego narzeczonego, ale ostatecznie to ja stałam się jego zastępczą kocią mamą. Maluch od samego początku wymagał dużo uwagi i najczęściej zasypiał wtulony w moją koszulę nocną (szybko oddałam ją kotu na stałe, bo po każdym praniu była rozpacz).

Kilka tygodni po adopcji Stefana uległam wypadkowi i spędziłam w domu kolejne kilka miesięcy. To w połączeniu z naszą kocią sierotką mogło oznaczać tylko jedno – w oczach Stefana stałam się już pełnoetatową kocią mamą i tak jest w sumie do dzisiaj – Stefan wciąż ze mną śpi, chodzi ze mną do toalety (albo drze się pod zamkniętymi drzwiami) i generalnie nie odstępuje mnie na krok.

stefan

Żeby jednak nie było zbyt kolorowo – o ile na początku nasze dwa koty jako tako się dogadywały (Pusia podchodziła do malucha z dystansem i była humorzasta, więc miłości między nimi nigdy nie było), o tyle problemy pojawiły się, kiedy Stefcio wszedł w okres dorastania… Przez moje problemy ze zdrowiem wykastrowaliśmy go o miesiąc “za późno”, przez co strasznie narzucał się Pusi i totalnie ją do siebie zraził. Tymbardziej, że nasza kotka akurat wtedy sama przechodziła trudne chwile (w skrócie – zjadła zaślepkę od mebli i wymagała kosztownej operacji).

Rzeczywistość z dwoma kotami

Zanim podjęliśmy decyzję o adopcji drugiego kota, wielokrotnie zastanawialiśmy się czy to odpowiedni moment i czy jesteśmy na to gotowi, ale rzeczywistość z dwoma kotami trochę nas zaskoczyła.

Po pierwsze – okazało się, że wzrost wydatków związanych z utrzymaniem zwierząt, wcale nie jest proporcjonalny do wzrostu liczebności stada. Nasze wydatki na żwirek i karmę zwiększyły się trzykrotnie, nie mówiąc już o wymaganej częstotliwości sprzątania. O ile wcześniej odkurzaliśmy raz w tygodniu, o tyle przy dwóch kotach sprzątanie raz dziennie to było za mało… Wszędzie był żwirek, kocia sierść i kocie zabawki…

Po drugie – o ile Pusia była aniołkiem, o tyle Stefan… On po prostu od małego jest wszędzie. Non stop wyjmuję go z pralki, ze zmywarki, z piekarnika… Ba, w upały spodobało mu się nawet w lodówce i wskakiwał tam za każdym razem, kiedy tylko otwieraliśmy drzwiczki. Poza tym włazi na blaty, ściąga sobie pokrywki z garnków, grzebie w śmietniku (blokady rodzicielskie nakładane na szafki rozpracował w kilka dni) i notorycznie podkrada nam jedzenie z talerzy. Abyśmy cokolwiek mogli ugotować, to Stefan musi być zamknięty w pokoju, a wtedy – wspina się na drzwi, meble, okna. Mogłabym tak wymieniać bez końca…

Prawda jest taka, że gdyby Stefan był naszym pierwszym kotem, to na zawsze pozostałby jedynakiem. Inna kwestia, że pod jego wpływem Pusia totalnie zmieniła swoje zachowanie i stała się małą złośnicą… A może powinnam napisać zazdrośnicą? Wszak kiedyś próbowała utopić Stefana w szklance (bo nie wiem czy wiecie, ale nasze koty piją wyłącznie ze szklanki, a jeśli dostaną wodę w misce to… odwadniają się).

2019 – trzy koty

Trzeciego kota nie planowaliśmy – ot, ugościliśmy u siebie kolejnego bezdomniaka dając mu dom tymczasowy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że 5-letni Pan Kot Misio (takie imię ma wpisane w książeczce zdrowia) spełni w końcu marzenie M. o własnym kocie, który będzie totalnie wpatrzony w swojego pana :)

No i Misiek został u nas na stałe.

Czy pojawienie się w naszym domu trzeciego kota cokolwiek zmieniło? Stefan zyskał w końcu kompana do zabaw i dzikich nocnych galopów po mieszkaniu, Pusia stała się spokojniejsza (bo Stefan zakumplował się z Misiem i teraz to na nim wymusza zabawy), a ja pogodziłam się z tym, że nasze podłogi już nigdy nie będą czyste… Jeśli zastanawiacie się ile sierści są w stanie “wyprodukować” trzy koty, to powiem Wam, że na spokojnie mogłabym z niej formować co najmniej jednego kota dziennie…

O dziwo, wydatki tym razem nie wzrosły nam aż tak drastycznie jak w przypadku powiększenia stada o drugiego kota, ale pojawił się inny problem – każdy z naszych kotów zaczął domagać się innej karmy, a kiedy nie dostawał swojej ulubionej to wprowadzał głodówkę. Teoretycznie moglibyśmy karmić każdego kota czymś innym, ale w praktyce nie było już tak kolorowo, bo… poza grymasami pojawiły się u kotów problemy z trawieniem. Jak jeden coś jadł, to drugi w ramach protestu ogłaszał wielodniowy post, a trzeci dostawał biegunki. Jak zmienialiśmy karmę to pierwszy zaczynał wymiotować, drugi cieszył się życiem, a trzeci strajkował. Po kolejnej zmianie pierwszy głodował, drugi obrażał się na cały świat, a trzeciemu groziła śmierć z przejedzenia… Można było zwariować.

Co jeszcze? Nasz trzeci kot w poprzednim wcieleniu był leniwcem – przez 80% doby śpi (z małymi przerwami na szaleństwa ze Stefanem), więc na upartego moglibyśmy zapomnieć o tym, że on w ogóle istnieje. Dzięki niemu w naszym domu jest mniejszy chaos – Stefan przestał namawiać Pusię na zabawy (co zawsze kończyło się wojną kotów, bo ona w ogóle nie miała na to ochoty), a on sam ma w końcu ma kogoś, z kim może trenować zapasy i przez to odrobinę spokorniał (ale tylko odrobinę). Misio okazał się więc tym brakującym puzzlem w naszej rodzinnej układance :)

Rzeczywistość z trzema kotami

Bardzo kochamy nasze trzy dzikusy, ale są dni, że mamy ich dość. Poza tym prawda jest taka, że trzy koty znacznie ograniczają naszą mobilność – spakowanie do 5-osobowego samochodu rodziny 2+1 oraz trzech sporych transporterów to spore wyzwanie i na ogół ktoś (człowiek albo kot) musi zostać w domu. A wyobrażacie sobie w takim pełnym składzie pojechać w dłuższą trasę i nocować w hotelu albo nawet u kogoś z rodziny? Mission impossible, chyba, że chcemy kogoś totalnie do siebie zniechęcić i uzyskać efekt w postaci braku zaproszeń przez kolejne X lat…

My sami długo zastanawialiśmy się nad tym czy damy radę z trzema kotami i godzinami rozważaliśmy wszystkie za i przeciw. Zwłaszcza, że trzy koty to dość spory wydatek w domowym budżecie – sam weterynarz przez ostatnie 3 lata kosztował nas coś około 3-4 tys. złotych (sterylizacja, kastracja, operacja, leczenie, szczepienia, odrobaczanie), do tego karma i żwirek – kilkaset złotych w skali miesiąca. Dodatkowo dochodzi ewentualny koszt hotelu dla zwierząt, kiedy planujemy wyjazd, na który nie możemy zabrać całej trójki… Zakup kuwet, transporterów nadające się do montażu pasami, zabawki i inne elementy kociej wyprawki… No i pokrycie szkód wyrządzonych przez nasze stado w wynajmowanym mieszkaniu, co wyniosło nas około 2000 zł (wymiana futryn i zakup nowych krzeseł do salonu).

Jak wygląda życie z kotem/kotami?

Na początek uprzedzam, że nie wiem jak może wyglądać Wasze codzienne życie z jednym kotem, dwoma kotami albo z całym stadem – sporo zależy od samych kotów i ich charakterów. U nas największy zamęt robi Stefan, ale są momenty, kiedy mam wrażenie, jakbyśmy w domu mieli kilkadziesiąt mruczków, bo gdzie, nie pójdę, to potykam się tam o któregoś zwierzaka. Są co prawda chwile, kiedy wszystkie trzy śpią godzinami na kanapie i zapominam o ich istnieniu, ale prędzej czy później i tak włącza im się dzikowanie i w efekcie wyciągam jednego sierściucha z wanny, drugi w tym czasie rozgrzebuje po całym domu śmieci, a trzeci właśnie pożera moją kolację. Najgorsze są jednak noce, kiedy wszystkie trzy koty stwierdzają, że śpią dzisiaj z nami, po czym zajmują połowę łóżka ;)

Moim zdaniem, wraz z przygarnięciem jakiegokolwiek zwierzaka – pierwszego drugiego czy dziesiątego, trzeba być po prostu przygotowanym na wszystko. To nie może być nieprzemyślana decyzja, bo zwierzę to zawsze ogromna odpowiedzialność. Żywą istotą nie można się znudzić i tak po prostu się jej pozbyć ze swojego życia.

Podobało się? Podaj dalej: