Ostatnio miałam sporo okazji do przemyśleń na temat mojego nastoletniego macierzyństwa. Kiedy sama zostałam matką – miałam 17 lat i absolutnie nie byłam na to gotowa. W mojej najbliższej rodzinie nie było wtedy małych dzieci, a moim rówieśnikom daleko było do myślenia o założeniu rodziny. Zostałam więc trochę rzucona na głęboką wodę, bo kompletnie nie wiedziałam z czym wiąże się macierzyństwo, jak powinnam dbać o siebie w ciąży ani jak opiekować się dzieckiem.
Dziś mam 32 lata. Część moich koleżanek ma już dzieci, inne dopiero rozpoczynają swoją przygodę z rodzicielstwem i przyznam szczerze, że trochę im tego zazdroszczę. Między innymi dlatego, że byłam w ciąży, której nie było. W tamtym momencie życia nie potrafiłam celebrować swojego macierzyństwa i delektować się chwilami spędzonymi z noworodkiem, a potem z niemowlęciem. Wychodziłam wtedy z założenia, że kiedyś dane mi to będzie powtórzyć i przy drugim dziecku nadrobię wszystkie zaległości. Jakby to było w ogóle możliwe…
Jaką matką byłam w wieku 17 lat?
Jako nastolatka zdawałam sobie sprawę z tego, że wychowanie dziecka nie jest proste. Mimo wszystko nie miałam w swojej głowie wizji tego, jaką matką chciałabym być, nie przygotowywałam się w żaden sposób do swojej roli, nie zawracałam sobie głowy tym, co “powinnam”. Dzisiaj obserwuję swoje koleżanki i widzę, że niemal od momentu zrobienia testu ciążowego zadręczają się myślami, czy na pewno poradzą sobie z byciem matką i opieką nad dzieckiem. Ja 15 lat temu zastanawiałam się nad tym, ale w zupełnie innym kontekście – skupiałam się raczej na naszej sytuacji materialnej i godzeniu macierzyństwa z moją dalszą nauką w szkole.
Cała ta sytuacja miała też jednak dobre strony. Kiedy słyszałam różne sprzeczne poglądy na wychowywanie dzieci to nie zastanawiałam się nad tym, kto ma rację i kogo powinnam słuchać. Od samego początku działałam instynktownie i chociaż popełniłam mnóstwo błędów, to jednak nigdy nie czułam na sobie presji, aby zadowolić cały świat i być matką idealną. Gdyby eM urodził się dzisiaj to pewnie godzinami rozkminiałabym czy jako pierwszy stały posiłek podać mu jabłko czy marchewkę, gdzie w ogóle kupić owoce/warzywa i czy kupiona miseczka na pewno nadaje się dla dziecka, bo może zamiast plastikowej BPA free powinnam była kupić szklaną…
Czy żałuję nastoletniego macierzyństwa?
Kiedyś bez wahania odpowiedziałabym, że nie, bo dzięki temu jestem mamą eM. Kilka lat temu jednak trochę zmieniłam swoje poglądy na ten temat i doszłam do wniosku, że jednak trochę żałuję. Nie tyle utraconej młodości i szybkiego wejścia w dorosłość (o co często bywam pytana), co raczej tych wszystkich rzeczy, których nie mogłam zaoferować mojemu dziecku przez pierwsze lata jego życia.
O nastoletnich matkach pisałam również TUTAJ.