Nigdy nie planowałam, że będę spała razem z dzieckiem. Na Synusia eM od początku czekało łóżeczko, w którym miał samodzielnie ucinać sobie drzemki i przesypiać całe noce (swoją drogą łóżeczko przez bodajże rok funkcjonowało w naszym domu pod nazwą „wybudzalnia” – zgadnijcie czemu? :P ).
Kiedy zaczęliśmy wspólne spanie?
Jeszcze w szpitalu :) Nie chciałam tego ani ja, oni on, ale po porodzie byłam tak wykończona fizycznie, że nie dawałam rady odkładać go do wózko-łóżeczka. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że straciłam tak dużo krwi, że nawet po transfuzji nie byłam w stanie przez 3 dni iść pod prysznic, a wyjście do toalety było dla mnie koszmarem – zawroty głowy, ciemność przed oczami… Nawet nie byłam w stanie przebrać się w czystą koszulę, a co dopiero podnosić i odnosić malucha… I tak oto zasypiałam z noworodkiem przy boku.
Po wyjściu ze szpitala miało być inaczej. Problem w tym, że z dala od dziecka nie byłam w stanie zasnąć – leżałam trzymając go za rączkę (ja w łóżku, on w łóżeczku 30 cm dalej), a gdy już udawało mi się zamknąć oczy to zdarzało mi się wylądować na podłodze (bolało!) :P
I tak na dobre zaczęło się nasze wspólne spanie…
Mijały miesiące, lata, a my dalej spaliśmy we dwójkę. W planach był co prawda zakup zwykłego łózka dla Synusia eM, ale nie pozwalały na to finanse (bo to jednak spory wydatek…). Traf chciał, że 2 lata temu wygrałam łóżko dla Mateusza w konkursie (KLIK) i mogliśmy się w końcu rozdzielić.
Po kilku miesiącach Mati zmienił się jednak w łóżkowego podróżnika – zasypiał u siebie, ale… rano nigdy nie wiedziałam, w którym łóżku go znajdę – u niego, u mnie, a może u babci…? Poza tym zaczął się tak wiercić, że nie raz spadał z mojej wysłużonej wersalki, a więc najzwyczajniej w świecie zaczęłam się bać, że któregoś dnia spadnie ze swojego „piętrowego łóżka”… Do tego ciągłe choroby, podczas których Mateusz potrzebował mamy i domagał się wspólnego spania…I tak oto wróciliśmy do starych nawyków.
Synuś eM ma prawie 7 lat i dalej śpimy razem, a co więcej – nie zamierzam z tego rezygnować dopóki nam obojgu jest z tym dobrze.
To nic, że…
…całe noce zaczął przesypiać dopiero w wieku niespełna 4 lat, a i do dziś potrafi się obudzić na picie/siusianie/opowiedzenie swojego snu/pogaduchy przez sen…
…każdego dnia budzę się z jego stopą na twarzy…
…młody nie raz budzi się z głową na podłodze i nogami na łóżku…
…namiętnie śpi w poprzek łóżka, a mi pozostaje się do tego dostosować…
…kizianie w jego wykonaniu pozbawia mnie miliarda włosów dziennie, a żebym mogła rano wstać muszę wyplątywać z włosów jego palce…
…uwielbia otulać się zasłoną (łóżko stoi pod oknem), przez co codziennie zrywa ją z karnisza zastępując nią kołdrę… Pokój wygląda wtedy jak pobojowisko :P
Mimo wszystko – oboje uwielbiamy wspólne spanie i kropka. A jeśli któremuś z nas zacznie to przeszkadzać to droga wolna – w pokoju wciąż stoją dwa łózka ;)