Ostatnie dni minęły nam trochę na wariackich papierach… Ale tak to jest jak się wysyła dziecia na jego pierwsze wakacje bez mamy – nie dość, że do ogarnięcia było milion spraw związanych z wyjazdem, to jeszcze musiałam oswoić się z myślą, że przez prawie dwa tygodnie Mateusz będzie ponad 250 km ode mnie (a pamiętajcie, że ostatnio straszna ze mnie histeryczka…). Weźcie pod uwagę to, że młody ma już 7 lat, a jak dotąd rozstawałam się z nim jedynie dwukrotnie i to tylko na weekend (raz jadąc na szkolenie do Łodzi, a drugi raz – jadąc do Warszawy na premierę filmu).
Tak więc dokładnie o 6:45 wsadziłam do pociągu Synusia eM wraz z babcią i wysłałam ich na wczasy do mojej babci (jak ktoś z Was mieszka na Kurpiach to ma szanse natknąć się właśnie tam na dziecia), a o 6:55 pociąg ruszył w stronę Olsztyna (bo tam konieczna jest przesiadka).
I wiecie co? Byłam dzielna! Nie uroniłam ani jednej łezki, bo jakby nie patrzeć – nie chciałam, aby Synusiowi eM udzielił się mój nastrój. On ma się z wakacji cieszyć i kropka! :)
Teraz mam wolną chatę, ale… imprez organizować nie będę – to jakby ktoś pytał.
Syn mi nie pozwolił, więc wiecie ;)
– Mamo, martwię się, że urządzisz imprezę i zniszczysz dom… Ale pamiętaj – meble odkupujesz sama!
Co nie przeszkadza mi puszczać dziś na cały regulator hit Kultu, a co! ;)