Poszliśmy dziś na szkolny plac zabaw. Szaro, buro i ponuro, więc oprócz nas pojawiło się tam tylko trzech gimnazjalistów, którzy siedząc na huśtawkach wyzywali się, śpiewali na głos piosenki o dwuznacznym tekście i krótko mówiąc – wydzierali mordy. Może i powinnam była zwrócić im uwagę, ale jeszcze kilkanaście lat temu byłam taka sama jak oni, a poza tym chłopcy siedzieli na jednym końcu placu zabaw, a my na drugim, więc uznałam, że tym razem odpuszczę.
Po kilku minutach do dziecia dołączyli dwaj koledzy z klasy. Bawili się i rozmawiali, aż w końcu eM zerwał się z równoważni i pognał w stronę gimnazjalistów. Podbiegł do jednego z nich (tego, który był najgłośniejszy) i…
– Ej, ty! Możesz się wreszcie uciszyć?!
Mina gimnazjalistów była bezcenna. Momentalnie się uciszyli zaskoczeni tym, że zagadał do nich drugoklasista, a po trzech minutach już ich nie było. Tymczasem ja stałam obok wmurowana w trawnik i jak na matkę-polkę-blogerkę przystało – naszły mnie refleksje.
Z jednej strony byłam dumna z eM, że potrafi zwrócić komuś uwagę za niewłaściwe zachowanie. Przecież tyle się teraz mówi o zobojętnieniu społeczeństwa na krzywdę innych czy też na akty wandalizmu. Wygodniej jest przecież nic nie widzieć, nic nie słyszeć.
Z drugiej strony – wyobraziłam sobie taką samą sytuację, ale już bez mojej obecności. Czy aby na pewno historia skończyłaby się tak samo? A może dla odmiany eM dostałby po głowie i to on zwinąłby się z tego placu zabaw? Nawet nie chodzi o to, że jestem uprzedzona do gimnazjalistów („Gimnazjalni degeneraci?”) – generalnie agresja i bezmyślność są czymś normalnym w polskich szkołach już od pierwszych klas podstawówki. Od zawsze tak było, jest i zapewne będzie – sama pamiętam jak X lat temu chłopak ze starszej klasy rzucił we mnie zapałką w szkolnym autobusie i moja kurtka zaczęła się tlić. Oczywiście nie oznacza to, że uważam wszelkie działania mające na celu poprawę za bezsensowne! Jestem po prostu realistką i wiem, że świata nie naprawi się w pięć minut – potrzeba na to wiele czasu, energii i włożonego wysiłku. Każdy z nas może dołożyć do tego swoją cegiełkę, ale…
Pojawia się jednak pytanie JAK wychowywać nasze dzieci – uczyć je reagowania czy odpuścić w trosce o ich bezpieczeństwo?
Co o tym myślicie?