Zastanawialiście się kiedyś czy w związku, w którym jedna osoba bardzo chce mieć dziecko, a druga nie, możliwy jest kompromis?
Dwa lata temu napisałam na blogu wpis o tym, jak i dlaczego kobiety wrabiają facetów w dziecko. Do dzisiaj zdarza mi się dostawać wiadomości, w których czytelnicy opisują swoje historie i scenariusz najczęściej jest ten sam – jedna osoba marzy o potomstwie, a druga – nie chce mieć z dziećmi nic wspólnego.
Sztuka kompromisu
Sporo się mówi o tym, że w związkach warto iść na kompromis i od czasu do czasu przymykać oko na to, z czym się nie zgadzamy. Jeśli żona lubi spać przy otwartym oknie, a mąż przy zamkniętym, to zawsze da się ten problem jakoś rozwiązać. Wystarczy, że w dni parzyste okna nie będą otwierać, a w dni nieparzyste – zostawią je uchylone.
W przypadku posiadania dzieci nie da się jednak iść na kompromis i w tym przypadku jedna osoba zawsze musi ustąpić drugiej. Nie da się w dni parzyste być rodzicem, a w nieparzyste nie… Tym samym albo jedna osoba musi zapomnieć o chęci posiadania potomstwa, albo druga musi zostać matką/ojcem wbrew sobie.
Tylko czy w takiej sytuacji da się być szczęśliwym?
W większości przypadków rodzic prędzej czy później pogodzi się z sytuacją i nie będzie żałował tego, że ma dziecko (a wręcz będzie kochał je najbardziej na świecie), ale w skrajnych sytuacjach dziecko niechciane przez jednego rodzica prędzej czy później to odczuje.
Mamy więc wówczas dwie nieszczęśliwe osoby – i dziecko, które swoja obecnością przeszkadza, i rodzica, którym rodzicem został na siłę.
Z drugiej strony – czy ktoś pragnący dziecka byłby w stanie zrezygnować z marzeń o potomstwie, gdyby wiedział, że najważniejsza w jego życiu osoba o dzieciach nie chce w ogóle słyszeć?
Gdyby mój partner nie mógł mieć dzieci to umiałabym się z tym pogodzić – jak się kogoś kocha to na dobre i na złe. Gdybym jednak musiała zrezygnować ze swoich pragnień wiedząc, że wynika to tylko i wyłącznie z braku chęci drugiej osoby, to pewnie nie raz zastanawiałabym się czy warto poświęcać się aż tak. I nie wiem czy potrafiłabym wówczas być szczęśliwa…
Wszystkie poradniki mówią, że w takiej konfliktowej sytuacji trzeba ze sobą rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Ale czy przypadkiem nie jest to tak, że nawet po milionie rozmów dalej wymaga się od jednej osoby, aby całkowicie zrezygnowała ze swoich przekonań? Nie da się mieć dziecko, a równocześnie go nie mieć. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jeden z partnerów nie tyle odkłada rodzicielstwo na potem, co jest w 100% pewny, że nie chce mieć dzieci w ogóle.
A co Wy o tym myślicie?