W sprawach miłości przez długi czas byłam niepoprawną romantyczką i wydawało mi się, że jeśli kobieta i mężczyzna decydują się na związek to z automatu stają się jednością i tak należy ich traktować.
Potem jednak dorosłam i zrozumiałam, że w związku niekoniecznie chodzi właśnie o to…
Nie jestem zwolenniczką wspólnych kont na Facebooku (ba, jeśli ktoś z moich znajomych takowe posiada to na ogół unikam wymiany wiadomości z tą osobą, bo w sumie nigdy nie wiem czy odpisze mi Janusz, czy Grażyna), wychodzę też z założenia, że zarówno mężczyzna jak i kobieta mają prawo posiadać swoich znajomych, swoje pasje i – o zgrozo! – swoje pieniądze.
Mimo wszystko wydawało mi się jednak, że w związku ludzie powinni mówić sobie o wszystkim (no może oprócz zdradzania sobie sekretów powierzonych nam przez przyjaciół) – to była dla mnie oczywistość.
Kiedy jednak wyprowadzałam się z domu usłyszałam od pewnej ważnej dla mnie osoby słowa, które zmusiły mnie do refleksji… A mianowicie (uwaga, będzie łopatologicznie!):
Chłopu nigdy całej dupy się nie pokazuje!
Na początku byłam tym oczywiście oburzona: “Jak to?! Mam z kimś mieszkać i być razem, ale nie powinnam mówić mu o wszystkim?!”. Potem jednak sporo o tym myślałam i uznałam, że jest w tych słowach trochę racji…
Wiadomo, że są tematy (np. takie jak chęć posiadania dzieci), które NALEŻY omówić z drugą osobą i z tym absolutnie nie ma co dyskutować. Wciąż też uważam, że w zdrowej relacji nie ma miejsca na kłamstwa i naginanie prawdy, nawet jeśli chcemy tylko wypaść korzystniej w oczach partnera. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jeśli ktoś kłamie w drobnych kwestiach, to i w tych ważnych sprawach nie mogę na tej osobie polegać.
Czasem potrzebuję jednak odrobiny własnej przestrzeni i siłą rzeczy nie o wszystkim rozmawiam z moim narzeczonym. Dlaczego?
Raz, że są rzeczy, które najpierw sama muszę sobie poukładać w głowie i nie zawsze jestem gotowa mówić o nich głośno. A dwa – musiałabym wspominać o rzeczach, o których od lat próbuję zapomnieć. Jestem tak skonstruowana, że dla zachowania komfortu psychicznego potrzebuję odrobiny własnej przestrzeni… Unikam przy tym jednak kłamstw i wypierania się faktów, bo – uprzedzając pytania – w tym wszystkim w ogóle nie chodzi mi o ukrywanie niewygodnych informacji.
Czy w związku trzeba mówić sobie o wszystkim?
Podsumowując – czy w związku trzeba mówić sobie o wszystkim? Według mnie to zależy już tylko i wyłącznie od Was i tego, co czujecie. Ja w tej kwestii zgadzam się ze słowami Alice Bloom, na które natknęłam się kiedyś w sieci:
“Musisz mieć swój kawałek siebie, jakiś mały sekret, choćby dotyczył tylko tego, jaką marmoladę lubisz najbardziej. Bo kiedy będzie naprawdę źle, będziesz mogła schować się z tą marmoladą i w jej smaku odnaleźć lekarstwo na twoje łzy.”