Dwa lata temu wyprowadziłam się ze swojego domu rodzinnego i przeniosłam się do Warszawy. Z kolei rok temu podsumowałam na blogu pierwsze dwanaście miesięcy nowego życia (wpis: „Rok w Warszawie, rok w słoiku”) i zastanawiałam się, czy za kolejne dwanaście miesięcy poczuję się tutaj w końcu jak u siebie.
A jak jest dzisiaj?
Jeśli mam być szczera to dalej mam z tym miastem problem. Niby żyje nam się tu dobrze, niby oboje pracujemy w fajnych miejscach, niby eM jest zadowolony z przeprowadzki… A ja mimo wszystko i tak nie czuję, aby to było moje miejsce na ziemi.
Ostatnie 7 miesięcy strasznie dało mi w kość i okazało się, że jednak da się być w Warszawie jeszcze bardziej samotnym człowiekiem… Zamknięta w czterech ścianach przesiedziałam praktycznie całą zimę, a potem część wiosny i początek lata… Zwłaszcza w takich momentach fajnie byłoby mieć przy sobie kogoś jeszcze poza eM, M. i naszymi dwoma kotami… Bo jednak najgorsza jest tęsknota.
Z drugiej strony – przez te dwa lata tak bardzo przyzwyczaiłam się do naszego życia w stolicy, że nie wyobrażam sobie powrotu do Torunia. Poza tym planując przyszłość nie widzę nas gdzieś indziej niż w Warszawie… Dziwna jestem, co nie?
Dwa lata w słoiku
Podsumowując – po dwóch latach wciąż czuję się rozdarta pomiędzy dwoma miastami. I zaczynam mieć obawy, że tak już zostanie na zawsze, bo jeśli dom tworzą ludzie, a nie ściany, to sercem zawsze będę i w Toruniu, i w Warszawie.