Od wielu lat staram się regularnie robić badania profilaktyczne, m.in. morfologię, cytologię i usg piersi. Wydawało mi się, że tyle wystarczy i bagatelizowałam wszystkie inne drobne dolegliwości.
Prywatne badania albo wizyty lekarskie? Tylko wtedy, kiedy nie było innej opcji i kiedy musiałam działać na “już”. Wiecie, ile zwlekałam z badaniami oczu, które nie były refundowane przez NFZ? Siedem lat. Bo zawsze miałam milion ważniejszych rzeczy do zrobienia, a i było mi szkoda kasy (co ciekawe – dopiero po 5 latach wypisywania skierowań wysiliłam się, żeby w ogóle sprawdzić cenę takich badań – 40 zł za jedno oko).
Ostatnia kontuzja kolana zmieniła jednak moje podejście do tematu o 180 stopni. Podczas siedzenia na zwolnieniu lekarskim miałam aż za dużo czasu, aby o tym myśleć i dojść do wniosku, że zdrowie jest w życiu najważniejsze.
Szlachetne zdrowie / Nikt się nie dowie / Jako smakujesz / Aż się zepsujesz.
Najpierw odliczałam dni od wypadku, potem tygodnie… Zaraz minie 8 miesięcy, a ja w sumie dalej walczę o powrót do sprawności… Już nawet nie pamiętam jak to jest wyjść bez bólu na spacer, wejść do wanny, usiąść na krześle albo zmienić pozycję podczas snu. Postępy niby jakieś są, ale tak czy inaczej dostałam skierowanie na operację i czeka mnie artroskopia.
Przez ten czas odwiedziłam 6 ortopedów, miałam robioną tomografię, RTG, rezonans, kilkanaście badań usg stawu kolanowego, spędziłam wiele godzin na rehabilitacji… I dupa. Może gdybym miała więcej pieniędzy i gdybym mogła sobie pozwolić na wizyty u najlepszych lekarzy i fizjoterapeutów w stolicy to już dawno wróciłabym do zdrowia? Póki co wydaliśmy na moje leczenie kilka tysięcy, a efekty i tak nie są zadowalające…
Czasem w ogóle zastanawiam się czy jeszcze kiedyś będę w stanie wejść bez bólu po schodach? Albo czy jeśli kiedyś będziemy brali ślub, to będę w ogóle w stanie zatańczyć na naszym weselu? Nie chcemy mieć więcej dzieci, ale gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się ciągle myśl, że nawet gdybyśmy zmienili zdanie, to ja nie byłabym w stanie zająć się maluchem, bo samo chodzenie jest dla mnie problemem, a co dopiero mówić o kucaniu, pochylaniu się i np. o wspólnej zabawie na dywanie…
Rachunek sumienia, czyli z pamiętnika trzydziestolatki
Wiecie, co zrobiłam z okazji swoich trzydziestych urodzin? Rachunek sumienia.
Na dzień dobry odhaczyłam okulistę (od którego dostałam 4 skierowania na dalsze badania, m.in pod kątem jaskry), ginekologa (3 kolejne skierowania) i endokrynologa (skierowanie na milion badań, przy czym o wielu z nich w ogóle nie miałam pojęcia, że istnieją).
W kolejce czeka jeszcze m.in. dermatolog (bo od lat niepokoi mnie jeden pieprzyk, a do tej pory zawsze kończyło się na oglądaniu go w lusterku) i doraźna rehabilitacja kolana przed operacją (bo na operację sobie poczekam… tak ze 2 lata).
Co prawda jest coś przerażającego w tym, że kiedy loguję się na swoje konto pacjenta to wyskakuje mi informacja, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni mam 7 wizyt u różnych lekarzy i ponad 20 skierowań do zrealizowania, no ale…
Przez 29 lat czułam się zdrowa, wyniki podstawowych badań wychodziły mi idealnie, a teraz czuję się trochę tak, jakbym po trzydziestce całkowicie się posypała i nadawała się wyłącznie do generalnego remontu…
Kiedyś jednak trzeba nadrobić zaległości, prawda?