Niespełnione marzenia

Mieliście kiedyś takie marzenia, których ostatecznie nie udało Wam się spełnić, bo na przykład zabrakło czasu, odwagi albo po prostu gdzieś po drodze się z nimi rozminęliście?

U mnie przez ostatnie lata wykruszyło się w ten sposób wiele moich marzeń, ale dziś chciałabym Wam napisać tylko o tych największych, o których marzyłam latami, a ostatecznie nigdy nie udało mi się ich zrealizować.

Podróże

Nigdy nie byłam typem podróżnika, ale zawsze marzyłam o tym, żeby trochę pojeździć po świecie i pozwiedzać. Przeszkodą było jednak zawsze zsynchronizowanie stanu mojego portfela z ilością posiadanego wolnego czasu…

Jeszcze 10 lat temu marzyłam o dalekich podróżach (marzyły mi się Stany!), z czasem jednak zaczęłam zadowalać się marzeniami o Grecji, Hiszpanii czy chociażby Czechach, byleby tylko móc powiedzieć, że byłam za granicą. Dziś w swoich marzeniach ograniczam się już tylko do konkretnego kraju, czyli Norwegii (chociaż moje kolana raczej nie pozwolą mi już na zwiedzanie, więc fiordy na zawsze pozostaną wyłącznie w sferze marzeń) i do tego, żeby po 5 latach przerwy ponownie zobaczyć Bałtyk (chociaż na chwilę obecną i taka wycieczka wykracza poza mój budżet).

Duża rodzina

Jako mała dziewczynka zawsze ubolewałam, że nie mam rodzeństwa, no ale bądźmy szczerzy – nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia. Z zazdrością patrzyłam na koleżanki, które miały braci i siostry i obiecałam sobie, że ja będę miała minimum trójkę dzieci.

Kiedy urodził się eM, byłam pewna, że prędzej czy później w moim życiu pojawią się kolejne pociechy. Z czasem jednak moje życie potoczyło się tak, że zabrakło tej właściwej osoby, z którą mogłabym chcieć założyć rodzinę, a i potem okoliczności nigdy nie były (i nie są) na tyle sprzyjające, aby pomyśleć o drugim dziecku.

Pogodziłam się zatem z myślą, że już na zawsze pozostanę mama jedynaka, chociaż do dzisiaj jest mi smutno na myśl, że moja jedyna ciąża nie wyglądała tak, jak u innych kobiet.

Ciąża, której nie było

Własna firma

Pod koniec liceum wpadłam na pomysł otwarcia własnego biznesu. Był to co prawda wynik pisania budżetu w ramach pracy domowej z podstaw przedsiębiorczości, ale byłam pewna, że gdyby miała kapitał początkowy, to moja firma faktycznie mogłaby się rozkręcić. Prawda była jednak brutalna – miałam 19 lat, małe dziecko i jedyny dochód w postaci zasiłków dla samotnej matki i renty rodzinnej po zmarłym ojcu. Ledwo starczało na życie, a co dopiero na inwestycję we własną firmę.

Przez pierwsze dwa lata studiów na zarządzaniu pomysł wracał do mnie jak bumerang, ale ostatecznie wyszłam z założenia, że i tak nic z tego nie będzie.

Tymczasem rok później na rynku pojawiły się pierwsze firmy zajmujące się właśnie tym, o czym myślałam i w sumie popyt na ich towary trwa do dzisiaj (przy czym teraz ciężko się wybić, bo są już marki, które wypracowały sobie przez te lata renomę).

Napisanie książki

Już w pierwszych latach nauki w szkole podstawowej wiedziałam, że chciałabym kiedyś wydać własną książkę. Pamiętam, że nawet podjęłam pierwsze próby i w wieku bodajże 8 lat napisałam szesnaście stron o przygodach małej kaczuszki. Jaka byłam wtedy z siebie dumna!

Potem jeszcze wielokrotnie podejmowałam mniej lub bardziej udane prób pisania wierszy, opowiadań czy nawet krótkich powieści, ale to dalej nie było to (chociaż wygrałam w swoim życiu kilka konkursów dla twórców).

W końcu stanęło na tym, że zaczęłam pisać bloga, chociaż strasznie żałuję, że nie udało mi się z książką.

Dlaczego moje marzenia się nie spełniły?

Bo zawsze szukałam wymówek, odkładałam je na później i po prostu czekałam aż same się spełnią. Czasu nie cofnę, wykruszonych marzeń też już raczej nie wskrzeszę, ale Wam mogę doradzić, abyście mieli odwagę zawalczyć o siebie.

Zanim będzie na to za późno…

Ja sama mam zamiar kierować się tym, gdy tylko na moim horyzoncie pojawią się kolejne plany, cele i marzenia. Mam tylko nadzieję, że po trzydziestce przyjdzie mi to o wiele łatwiej niż kiedyś.

Podobało się? Podaj dalej: