Jak już kiedyś wspominałam – jestem przeciwniczką wypuszczania kotów z domu bez nadzoru. Już nie jeden kot “wyszedł i nie wrócił”, a jednak lokalne grupy na Facebooku wciąż są zasypywane ogłoszeniami o zaginionych kotach wychodzących…
Czasem zdarza się jednak i tak, że kot niepostrzeżenie wymknie się z mieszkania. Sama to kiedyś przerabiałam – Pusia wyszła z mieszkania, kiedy my do niego wchodziliśmy i nie zauważyliśmy jej nieobecności. Na szczęście nie wyruszyła na dłuższą wędrówkę, a jedynie darła się pod naszymi drzwiami i w nie drapała, na co zareagowała nasza sąsiadka, która akurat wracała do domu.
A co jeśli będziecie mieć mniej szczęścia niż ja i Wasz kot faktycznie zaginie?
Im szybciej rozpoczniecie poszukiwania, tym lepiej. Jeśli kot dotąd nie wychodził to najprawdopodobniej będzie tak przestraszony ilością nowych bodźców, że jak najszybciej postara się znaleźć sobie bezpieczną kryjówkę. Gdy poszukiwania nie skutkują, absolutnie nie należy się poddawać – wbrew pozorom warto je kontynuować późnym wieczorem, kiedy na zewnątrz jest ciszej niż w środku dnia i kiedy mniej osób wychodzi na spacery z psami. Koty lubią się ukrywać, więc warto dokładnie sprawdzić każdy kąt, a także głośno go nawoływać i wabić dźwiękami, na które zazwyczaj reaguje.
Druga kwestia to zaangażowanie w poszukiwania jak największej ilości osób. Oczywiście, nie chodzi mi o domaganie się, aby wszyscy sąsiedzi rzucili swoje obowiązki i razem z nami wyruszyli w teren. Warto wrzucić informację o zaginięciu wraz ze zdjęciem zwierzaka na lokalne grupy ogłoszeniowe, a także wydrukować ogłoszenie i rozwiesić je w okolicy. Pamiętajcie, że nie wszyscy mają konta na Facebooku! Poza tym można przygotować ulotki do wrzucenia do skrzynek na listy – sama praktykowałam to w dzieciństwie, kiedy zaginął kot mojej koleżanki.
Co jeszcze możecie zrobić? Na pewno poinformować okoliczne lecznice weterynaryjne, ponieważ zawsze jest szansa, że ktoś dostarczy tam nasze zwierzę. Powinniście również nawiązać kontakt z lokalnymi karmicielami kotów wolnożyjących – być może Wasz mruczek z głodu dołączy do jakiegoś stada, a uwierzcie mi – karmiciele zwracają uwagę na nowe bezdomniaki, które pojawiają się w ich rejonie. Nie możecie zapomnieć także o tym, aby na bieżąco sprawdzać najbliższe schroniska dla zwierząt oraz fundacje zajmujące się bezdomnymi zwierzętami – każdego dnia pod ich opiekę trafiają kolejne koty znalezione na ulicy.
„Mój kot jest zaczipowany, więc na pewno wróci do domu”
Jeszcze do niedawna żyłam w przekonaniu, że zaczipowanie kota skutkuje tym, że jeśli ktoś znajdzie mojego mruczka, to po sprawdzeniu czipa od razu będzie mógł nawiązać ze mną kontakt. Tymczasem weterynarze często zapominają wspomnieć właścicielom zwierząt, że samo zaczipowanie nie wystarczy!
Dlaczego? Otóż czip sam w sobie nie zawiera żadnych konkretnych informacji o właścicielu zwierzaka – ani danych osobowych, ani adresu czy numeru telefonu. Na ukrytym pod skórą mikroprocesorze zakodowany jest jedynie 15-cyfrowy numer identyfikacyjny. W praktyce oznacza to, że np. klinika weterynaryjna wyposażona w odpowiedni skaner, będzie mogła potwierdzić nam czy pojawił się u nich nasz kot, czy nie, pod warunkiem, że sami się z nimi skontaktujemy i zapytamy o konkretny numer identyfikacyjny kota.
Właśnie dlatego numer czipa oraz dane właściciela powinny zostać zarejestrowane w jednej z internetowych baz danych. W związku z tym warto dopytać lekarza weterynarii czy po zabiegu na pewno dokonał rejestracji naszego zwierzęcia, bo inaczej można się zdziwić… Wśród moich znajomych już dwie osoby przejechały się na tym, że ich kot został tylko zaczipowany, a weterynarz ani go nie zarejestrował, ani nie udzielił informacji, że taka czynność powinna mieć miejsce. Z kolei inna koleżanka znalazła niedawno psa, który co prawda miał czip, ale i tak nie mógł wrócić do właściciela, bo nie udało się go namierzyć.
Mam jednak cichą nadzieję, że porady zawarte w tym wpisie nigdzie nie będą Wam potrzebne!