Ostatnio opublikowałam na facebooku taki status:
I wybuchła bomba :)
Jedni rodzice podrzucali swoje typy, inni zastanawiali się po co takiemu dziecku własna komórka.
A więc…
Dawno, dawno temu 4-letni eM miał swój pierwszy telefon o czym pisałam TUTAJ (jeśli chcecie ten fakt skomentować to polecam mimo wszystko najpierw zapoznać się z wpisem, serio).
Numer umarł śmiercią naturalną, bo eM z niego prawie nie korzystał, więc nie było sensu, aby ładować kasę w kolejne zasilenia. Poza tym moje dziecko nigdy nie było fanem rozmów przez telefon i do dziś rzadko kiedy ma ochotę z kimś porozmawiać.
Minęło kilka lat i widzę, że coraz częściej zdarza mi się żałować, że kiedy jestem poza domem to nie mam jak skontaktować się z Mateuszem. Jest już w takim wieku, że na godzinę albo dwie jest w stanie zostać sam w domu (i nie wysadzić go w powietrze) i często mu się to zdarza. Mimo wszystko oczami wyobraźni widzę te wszystkie kataklizmy, które mogą mu się przytrafić i na pewno byłabym spokojniejsza mogąc się z nim w jakikolwiek sposób skontaktować (telefonu stacjonarnego nie mamy).
Poza tym eM powoli domaga się, aby mógł sam jeździć autobusem do i ze szkoły. Taka wyprawa trochę czasu zajmuje, więc chciałabym móc skontrolować czy dzieć dotarł na miejsce bezpiecznie. Problemu z telefonem dzwoniącym na lekcji na pewno by nie było – wystarczy zgłosić wychowawczyni, że dziecko przynosi do szkoły telefon, a wtedy przed lekcjami nauczycielka go zabiera i oddaje dopiero po lekcjach. Jestem jak najbardziej za tym pomysłem.
Sytuacja z ostatniego tygodnia:
eM miał wolne od szkoły (ferie), moja mama szła do pracy na rano, a ja musiałam jechać na 8 do pracy. Musiałam więc wstawać przed 6, żeby obudzić młodego, zrobić mu śniadanie i zaprowadzić do cioci, która mieszka w domu obok. W efekcie najpóźniej o 7 wszyscy musieli już być na nogach, żebym mogła spokojnie wyjść z domu.
Gdyby eM miał telefon to ja po prostu wyszłabym do pracy, a dzieć po przebudzeniu (w okolicach godziny 9) zadzwoniłby do cioci, żeby po niego przyszła (sam nie ma kluczy do domu, a babcia miała wrócić z pracy dopiero po 14). Byłoby wygodniej dla mnie, eM i mojej cioci, prawda?
Ok, wytłumaczyłam już po co Mateuszowi telefon.
Ale czemu od razu smartfon, a nie poczciwa Nokia 3310??
Smartfony bombardują nas z każdej strony. Są wszechobecne w mediach i… na ulicach. Koledzy Mateusza również je mają i uczciwie przyznam, że eM tym bardziej upiera się, że „jak telefon to tylko smartfon”. Ja sama jako dzieciak dziwiłam się, że moi rówieśnicy przynoszą do szkoły drogie telefony, które aż kłują po oczach i zachęcają do tego, żeby je ukraść małolatowi :P No ale jest jeszcze druga strona – ludzki pęd za modą i chęcią udowodnienia innym, że nie jest się kimś gorszym
Dlaczego więc planuję zakup smartfona?
Przede wszystkim z oszczędności. Smartfon z niższej półki można kupić nawet i za 300 zł. Będę mogła na niego wgrać różne aplikacje, więc na pewno posłuży Mateuszowi dłużej. Rok temu (dla siebie) kupiłam zwykły telefon, który i tak kosztował kilkaset złotych. Dziś tego żałuję, bo nie mogę na nim w ogóle przeglądać internetu (chociaż ma wifi), nie mogę też wgrać na niego żadnych dodatkowych aplikacji… W efekcie czeka mnie kolejny wydatek, bo telefon, z którego można tylko dzwonić, smsować i ewentualnie odczytywać niektóre maile przestał mi wystarczać (no dobra, da się jeszcze wejść na facebooka, ale ani nie obejrzę tam żadnych zdjęć, ani ich nie wrzucę ich na tablicę) . Może i tani smartfon też szybko się zdezaktualizuje, ale mimo wszystko aplikacje i internet dalej będą na nim działać.
O dostęp do Internetu się nie boję. Transmisję danych można zawsze zablokować i ewentualnie od czasu do czasu skorzystać z wifi (po to, abym to JA mogła zainstalować młodemu coś na telefonie). Z tabletu eM korzysta na takich samych zasadach i nie widzę w tym nic złego, zwłaszcza, że eM nie jest dzieckiem, które siedzi non stop z nosem w tablecie czy komputerze. Sam z siebie wyłącza sprzęt po 20-30 minutach, chociaż wie, że drugiej tury nie będzie (ha, wciąż mam włączone hasło i na komputer, i na dostęp do internetu).
Podsumowując – nie twierdzę, że komórka to obowiązkowy gadżet każdego 8-latka.
Po prostu dostrzegam, że u nas coraz częściej przydałby się dodatkowy telefon dla eM i z oszczędności wolę kupić smartfona niż standardowy telefon, który pewnie i tak za dwa lata wymieniłabym na coś bardziej wszechstronnego.