We wrześniu nasz świat stanął na głowie, a powrót do codziennej rutyny po dwumiesięcznej przerwie okazał się wyjątkowo bolesny. W ciągu tygodnia znowu widujemy się raptem 2-3 h dziennie (w tym czasie trzeba jeszcze zjeść śniadanie, obiad i kolację oraz odrobić lekcje), skończyły się też wolne weekendy (bo katecheza w kościele i przygotowania do I Komunii). Chwilami wciąż tego wszystkiego nie ogarniam, za to eM dzielnie ratuje sytuację.
I dorasta niemal z dnia na dzień…
Muszę przyznać, że wspólne spędzanie czasu z młodym sprawia mi coraz więcej frajdy. Bycie mamą starszaka jest generalnie ciekawym doświadczeniem – długie rozmowy o przeczytanych książkach, wzajemne polecanie sobie vlogów i wieczorne rozkminy na temat działania social mediów. Żeby tylko jeszcze dało się zarazić go miłością do muzyki… :)