Kieszonkowe dla dzieci to temat rzeka i rodzice często zastanawiają się czy powinni dawać je swoim pociechom, a jeśli tak to w jakiej kwocie, od jakiego wieku i jak często… Wątpliwości jest sporo, a co ja o tym wszystkim myślę?
Czy dzieci powinny dostawać kieszonkowe?
Według mnie tak. Tylko zarządzając swoimi finansami najmłodsi są w stanie w pełni poznać wartość pieniądza. Obserwowanie rodziców to jedno, ale dobrze jest też pozwolić im na naukę poprzez podejmowanie własnych decyzji. Poza tym ucząc dzieci oszczędzania kieszonkowego nauczymy je również cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do celu.
W jakim wieku zacząć dawać dziecku kieszonkowe?
Niekoniecznie im szybciej, tym lepiej. Drobne kwoty można co prawda dawać już przedszkolakowi, ale regularne kieszonkowe najlepiej wypłacać dziecku, które po pierwsze potrafi już liczyć i zauważa różnicę pomiędzy 1 zł a 10 zł, a po drugie – jest tym w ogóle zainteresowane i potrafi sprecyzować, na co będzie chciało otrzymane pieniądze wydać.
W naszym przypadku eM w wieku przedszkolnym dostawał od czasu do czasu symboliczne kwoty (np. 2 zł na lody), ale dopiero po rozpoczęciu nauki w szkole ustaliłam z nim stałą kwotę, którą dostawał ode mnie co poniedziałek.
Kieszonkowe – co miesiąc czy co tydzień?
Jestem zwolenniczką zasady, że na początek dzieci powinny dostawać kieszonkowe częściej, a po prostu w mniejszej kwocie (np. 5 zł tygodniowo) – miesiąc to dla kilkulatka zbyt długi okres czasu, aby skrupulatnie mógł rozplanować swoje wydatki.
Z czasem warto jednak przejść na system comiesięczny, ponieważ nauka zarządzania finansami w skali miesiąca to już kolejny poziom wtajemniczenia.
Mój syn w wieku 11 lat czuł się też bardziej zmotywowany do oszczędzania, kiedy mógł jednorazowo odłożyć większą kwotę niż wówczas, kiedy co tydzień wrzucał do skarbonki drobne. I właśnie między innymi z tego powodu przerzuciliśmy się na kieszonkowe wypłacane raz w miesiącu.
Ile kieszonkowego dawać dziecku?
To zależy od sytuacji finansowej rodziców, od wieku dziecka i przede wszystkim – od tego, na co dziecko ma przeznaczać swoje pieniądze.
Moja koleżanka dostawała pod koniec podstawówki 300 zł miesięcznie, ale musiała z tych pieniędzy opłacać wszystkie nowe ubrania oraz spłacać raty za kupiony dla niej radioodtwarzacz (pieniądze za raty oddawała rodzicom). Z kolei inna koleżanka dostawała 20 zł i to była kasa wyłącznie na zakupy w szkolnym sklepiku, bo wszystko inne kupowali jej rodzice. Czy faktycznie miała dużo gorzej? Nie sądzę.
Skarbonka czy konto oszczędnościowe?
Według mnie najlepsza opcja to i to, i to. Na konto można po prostu wpłacać większe kwoty, a mniejsze trzymać w skarbonce, tak aby zawsze były pod ręką (zresztą skarbonki nie są zbyt pojemne i zdarza się, że dziecięce oszczędności w pewnym momencie przestają się w nie mieścić).
eM 2/3 kieszonkowego ma co miesiąc wpłacane na konto w banku (o bankowości dla dzieci pisałam TUTAJ), a 1/3 dostaje ode mnie w gotówce. Jeśli zabraknie mu pieniędzy to wypłacam mu je z konta.
Czy rodzice powinni płacić dzieciom za dobre oceny albo za pomoc w domu?
Dzieci powinny uczyć się dla siebie, a nie dla nas czy też dla pieniędzy. Zresztą sama wielokrotnie słyszałam to od mojej mamy, kiedy byłam dzieckiem i do dziś uważam, że dziecko należy wychowywać tak, aby samo chciało się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty.
Co do płacenia za obowiązki domowe… Według mnie nie powinno się przyzwyczajać dziecka, że za pomoc rodzicom ma ono płacone – mi też nikt nie daje kasy za sprzątanie we własnym domu, robienie prania etc. :)
Z drugiej strony – w rozmowach z eM podkreślam często, że kieszonkowe jest przywilejem, a przywileje są w pewnym stopniu zależne od tego czy ktoś wywiązuje się ze swoich obowiązków. Jeśli raz czy dwa razy zdarzy mu się zapomnieć o porządkach to nie potrącam mu nic z kieszonkowego, ale kiedy dzieć mocno przegina w niedotrzymywaniu obietnic, totalnie odpuszcza naukę i zmienia się w chodzącą bombę zegarową to uprzedzam go, że w końcu poniesie konsekwencje swojego zachowania, a pewne przywileje zostaną mu odebrane (chociaż rzadko zdarza się, że jest to akurat kieszonkowe).
Czy dzieci powinny mieć możliwość dorabiania do kieszonkowego?
U nas w domu działają dwie opcje – dzieć może albo do kieszonkowego dorobić, albo zasłużyć na “nagrodę finansową”.
W przypadku pierwszej opcji układ jest czysto biznesowy – zamiast zlecać wykonanie pewnej pracy komuś innemu, proponuję podobną stawkę eM. Musi to jednak być rzecz faktycznie wykraczająca poza jego codzienne obowiązki (np. pomoc przy noszeniu opału, koszenie trawnika etc.).
Czasem zdarza się też, że kieszonkowe eM zostaje powiększone o tzw. “premię uznaniową”. Nie działa to jednak na zasadzie “Zrób to i tamto, a dostaniesz 20 zł więcej” (tak jak w przypadku dorabiania do kieszonkowego), a wręcz przeciwnie – nagroda pojawia się wtedy, kiedy zauważam, że dzieć sam z siebie podejmuje inicjatywę i robi coś wartościowego albo kiedy jego pomoc znacznie wykracza poza to, czego mogłabym od niego oczekiwać. Nie zdarza się to jednak często, żeby dzieć nie kalkulował zbytnio czy coś mu się opłaci, czy nie – intencje mają być czyste.
Taka sytuacja miała miejsce np. w grudniu, kiedy M. był w delegacji, ja leżałam unieruchomiona w łóżku, a eM widział że potrzebuję pomocy nawet przy tak prozaicznej czynności jak skorzystanie z toalety. Muszę przyznać, że dzieć bardzo mi zaimponował wtedy swoją dojrzałością i podejściem do sprawy – nie dość, że z automatu przejął część moich domowych obowiązków, to jeszcze wielokrotnie wychodził z inicjatywą i dbał o mój komfort i wygodę.
Pozostaje jeszcze kwestia podjęcia przez dziecko zatrudnienia – ten temat dość szeroko omówiłam we wpisie „Pierwsza praca nastolatka, czyli zatrudnianie młodocianych”.
A jak to jest z kieszonkowym u Was w domu?